Студопедия

Главная страница Случайная страница

Разделы сайта

АвтомобилиАстрономияБиологияГеографияДом и садДругие языкиДругоеИнформатикаИсторияКультураЛитератураЛогикаМатематикаМедицинаМеталлургияМеханикаОбразованиеОхрана трудаПедагогикаПолитикаПравоПсихологияРелигияРиторикаСоциологияСпортСтроительствоТехнологияТуризмФизикаФилософияФинансыХимияЧерчениеЭкологияЭкономикаЭлектроника






Table of Contents 11 страница






Siedział obok niej nic nie mó wią c, po prostu rozkoszują c się moż liwoś cią bycia z nią i

wcią gają c gł ę boko w pł uca ł agodny zapach lasu wpadają cy wraz z powiewami wiatru przez

szeroko otwarte okna. Spakował już swoją torbę, gdyż za kilka minut miał pojechać do Port

Washington. Carol-Ann zrezygnował a z pracy w Pan American - nie mogł a codziennie

dojeż dż ać ze stanu Maine do Nowego Jorku - i przyję ł a posadę w sklepie w Bangor. Eddie

chciał przed odjazdem namó wić ją, by z niej zrezygnował a.

- Sł ucham? - powiedział a, podnoszą c wzrok znad egzemplarza Life'a.

- Nic nie mó wił em.

- Ale masz zamiar, prawda?

Uś miechną ł się.

- Ską d wiesz?

- Przecież wiesz, ż e sł yszę, kiedy pracują twoje szare komó rki. O co chodzi?

Poł oż ył swoją szeroką, cię ż ką dł oń na jej lekko wystają cym brzuchu.

- Chcę, ż ebyś zrezygnował a z pracy.

- Mam jeszcze sporo czasu...

- Nie szkodzi. Moż emy sobie na to pozwolić. Przede wszystkim zależ y mi na tym,

ż ebyś dbał a o siebie.

- Nie obawiaj się, dbam. Zrezygnuję, kiedy uznam to za stosowne.

Sprawił a mu przykroś ć.

- Są dził em, ż e bę dziesz zadowolona. Dlaczego chcesz nadal pracować?

- Dlatego, ż e potrzebujemy pienię dzy, i dlatego, ż e muszę mieć jakieś zaję cie.

- Już ci powiedział em, ż e moż emy sobie na to pozwolić.

- Bę dzie mi się nudził o.

- Wię kszoś ć kobiet nie pracuje.

- Eddie, dlaczego zależ y ci na tym, ż eby mnie uwią zać w domu? - zapytał a

podniesionym gł osem.

Wcale nie chciał uwią zać jej w domu, wię c jej sugestia wprawił a go we wś ciekł oś ć.

- A dlaczego ty starasz się ze wszystkich sił zrobić mi na zł oś ć?

- Nie robię ci na zł oś ć! Po prostu nie chcę siedzieć tu jak kukł a!

- Naprawdę nie masz nic do roboty?

- Co na przykł ad?

- Szyć ubranka dla dziecka, robić przetwory...

- Och, daj spokó j! - prychnę ł a z rozdraż nieniem.

- Co w tym zł ego, na litoś ć boską?

- Bę dę miał a na to mnó stwo czasu po urodzeniu dziecka. Teraz chciał abym nacieszyć

się ostatnimi tygodniami wolnoś ci.

Eddie poczuł się upokorzony, choć nie bardzo potrafił by powiedzieć dlaczego. Nagle

poczuł, ż e musi jak najprę dzej stą d wyjś ć. Spojrzał na zegarek.

- Zaraz mam pocią g.

Carol-Ann miał a smutną minę.

- Nie denerwuj się - powiedział a pojednawczym tonem.

On jednak był bardzo zdenerwowany.

- Zupeł nie cię nie rozumiem!

- Po prostu nie chcę znaleź ć się w klatce.

- Myś lał em, ż e sprawię ci przyjemnoś ć.

Wstał i poszedł do kuchni, gdzie wisiał a jego marynarka. Czuł się oszukany i nie

doceniony. Chciał uczynić szlachetny gest, ona natomiast przyję ł a to jako pró bę ograniczenia

jej swobody.

Przyniosł a z sypialni torbę i podał a mu ją, kiedy już zał oż ył mundur. Uniosł a gł owę, a

on pocał ował ją przelotnie.

- Nie wychodź z domu, kiedy jesteś na mnie wś ciekł y - poprosił a.

On jednak wyszedł.

A teraz stał na trawniku w obcym kraju, oddalony od niej o tysią ce kilometró w,

zastanawiają c się z cię ż kim sercem, czy jeszcze kiedykolwiek zobaczy swoją Carol-Ann.

ROZDZIAŁ 5

Pierwszy raz w ż yciu Nancy Lenehan zaczę ł a przybierać na wadze.

Stał a w swoim apartamencie w hotelu Adelphi w Liverpoolu obok stosu bagaż y, któ re

miał y zostać zabrane na pokł ad S/S Orania, i wpatrywał a się z przeraż eniem w lustro.

Nie był a ani pię kna, ani brzydka, ale miał a regularne rysy twarzy, prosty nos, ł adnie

zaokrą gloną brodę, dł ugie proste wł osy i wyglą dał a doś ć atrakcyjnie, pod warunkiem, ż e

ubrał a się ze smakiem, czyli prawie zawsze. Dziś miał a na sobie wiś niową garsonkę z cienkiej

flaneli i szarą jedwabną bluzkę. Zgodnie z najnowszymi tendencjami mody ż akiet był bardzo

obcisł y w talii; wł aś nie dzię ki temu zorientował a się, ż e zaczę ł a tyć. Po zapię ciu guzikó w

pojawił a się niewielka, ale zupeł nie jednoznaczna fał da, pod napię ty materiał zaś nie dał oby

się wcisną ć nawet mał ego palca.

Istniał o tylko jedno wytł umaczenie tego zjawiska: ż akiet w talii był szczuplejszy niż talia

pani Lenehan.

Przyczyn takiego stanu rzeczy należ ał o upatrywać w obiadach i kolacjach

spoż ywanych przez cał y sierpień w najlepszych restauracjach Paryż a. Nancy westchnę ł a

cię ż ko. Cał ą podró ż przez Atlantyk spę dzi na ostrej diecie, aby do chwili przybycia do Nowego

Jorku odzyskać dawną figurę.

Do tej pory nigdy nie musiał a stosować diety, ale ta perspektywa wcale jej nie

przeraż ał a. Co prawda lubił a dobre jedzenie, lecz nie był a ł akoma. Niepokoił o ją tylko to, ż e

tycie mogł o stanowić jeden z objawó w starzenia się.

Dziś przypadał y jej czterdzieste urodziny.

Zawsze był a szczupł a, dlatego dobrze wyglą dał a w drogich, szytych na zamó wienie

strojach. Nienawidził a sutej, bogato drapowanej mody lat dwudziestych i nie posiadał a się z

radoś ci, kiedy wró cił y do ł ask wą skie talie. Lubił a robić zakupy, poś wię cają c na nie wiele

czasu i pienię dzy. Czasem uż ywał a wymó wki, ż e pracują c w przemyś le zwią zanym

bezpoś rednio z modą musi odpowiednio się prezentować, ale w rzeczywistoś ci robił a to

gł ó wnie dla przyjemnoś ci.

Jej ojciec uruchomił produkcję butó w w Brockton, niedaleko Bostonu, w tym samym

roku, kiedy Nancy przyszł a na ś wiat, czyli w 1899. Począ tkowo sprowadzał z Londynu drogie

modele i wykonywał ich tanie kopie, by wkró tce uczynić z tego procederu reklamową dź wignię

swego przedsię wzię cia. W ogł oszeniach zamieszczał zdję cie dwó ch butó w - londyń skiego za

29 dolaró w i Blacka za 10 dolaró w, pod spodem zaś podpis: „Czy widzisz jaką ś ró ż nicę? ”

Pracował cię ż ko i z powodzeniem, dzię ki czemu podczas Wielkiej Wojny udał o mu się jako

jednemu z pierwszych uzyskać kontrakt na dostawy dla rzą du.

W latach dwudziestych rozbudował sieć sklepó w, gł ó wnie w Nowej Anglii,

sprzedają cych wył ą cznie jego buty. Kiedy nadszedł Wielki Kryzys, zmniejszył liczbę modeli z

tysią ca do pię ć dziesię ciu i wprowadził stał ą cenę w wysokoś ci 6, 60 dolaró w za parę bez

wzglę du na fason. To ś miał e pocią gnię cie okazał o się sł uszne, gdyż jego profity rosł y, podczas

gdy inni producenci bankrutowali jeden za drugim.

Ojciec Nancy zwykł mawiać, ż e wykonanie zł ych butó w kosztuje tyle samo, co dobrych,

i ż e nie istnieje ż aden powó d, dla któ rego ubodzy ludzie mieliby chodzić w marnym obuwiu. W

tamtych czasach, kiedy wszyscy biedacy kupowali buty na tekturowych podeszwach, któ re

zuż ywał y się w cią gu kilku dni, buty Blacka odznaczał y się przystę pną ceną i trwał oś cią.

Ojciec był z tego dumny, podobnie jak Nancy. W jej oczach te dobre buty usprawiedliwiał y

posiadanie ogromnego domu, wielkiego packarda z kierowcą, huczne przyję cia, kosztowne

stroje i liczną sł uż bę. Nie należ ał a do tych zamoż nych mł odych ludzi, któ rzy traktowali

odziedziczone bogactwo jako coś oczywistego.

Ż ał ował a, ż e nie moż e powiedzieć tego samego o swoim bracie.

Peter miał trzydzieś ci osiem lat. Kiedy przed pię ciu laty ojciec umarł, pozostawił im

dwojgu ró wne udział y w firmie, po czterdzieś ci procent. Jego siostra, ciotka Tilly, otrzymał a

dziesię ć procent, pozostał e dziesię ć zaś przypadł o Danny'emu Rileyowi, staremu prawnikowi,

cieszą cemu się niezbyt dobrą opinią.

Nancy liczył a na to, ż e po ś mierci ojca ona przejmie kierowanie firmą; zawsze ją

faworyzował, pozostawiają c Petera w cieniu. Kobiety stoją ce na czele duż ego

przedsię biorstwa spotykał o się rzadko, choć nie był o to nic niezwykł ego, szczegó lnie w

przemyś le odzież owym.

Ojciec miał zastę pcę, bardzo zdolnego czł owieka nazwiskiem Nat Ridgeway, któ ry przy

wielu okazjach dawał wszystkim jasno do zrozumienia, iż tylko on nadaje się na stanowisko

prezesa rady nadzorczej firmy Blacka.

Jednak Peterowi ró wnież zależ ał o na tym stanowisku, a w dodatku był jedynym synem.

Nancy zawsze drę czył o poczucie winy w zwią zku z cią gł ym faworyzowaniem jej przez ojca.

Peter czuł by się upokorzony i gorzko rozczarowany, gdyby nie odziedziczył pozycji ojca.

Nancy nie miał a serca zadać mu tego miaż dż ą cego ciosu i zgodził a się, ż eby to on został

prezesem. Wspó lnie mieli osiemdziesią t procent udział ó w, mogli wię c przeprowadzić

wszystko, co uznali za stosowne.

Nat Ridgeway zrezygnował z posady i zaczą ł pracować dla General Textiles w Nowym

Jorku. Jego odejś cie był o stratą nie tylko dla firmy, ale takż e dla Nancy, gdyż na kró tko przed

ś miercią ojca zaczę ł a się spotykać z Natem.

Po utracie mę ż a nie zadawał a się z mę ż czyznami, gdyż po prostu nie chciał a tego

robić, ale Nat doskonale wybrał odpowiedni moment; po pię ciu latach zaczę ł o jej się wydawać,

ż e ż ycie skł ada się z samej pracy i ani odrobiny przyjemnoś ci, i dojrzał a już do mał ego

romansu. Zjedli razem kilka kolacji, byli na dwó ch czy trzech przedstawieniach i pocał owali się

na dobranoc, ale wł aś nie wtedy nadszedł kryzys, a wraz z odejś ciem Nata z firmy romans

dobiegł koń ca. Nancy czuł a się oszukana.

Nat znakomicie sobie radził w General Textiles. Był teraz prezesem firmy. Oż enił się z

ł adną jasnowł osą kobietą o dziesię ć lat mł odszą od Nancy.

Peter dla odmiany radził sobie wrę cz fatalnie. Prawda wyglą dał a w ten sposó b, ż e nie

nadawał się na prezesa. W cią gu pię ciu lat, jakie minę ł y od obję cia przez niego tego

stanowiska, interesy szł y coraz gorzej. Sklepy przestał y przynosić dochó d, z najwyż szym

trudem wychodzą c na zero. Peter otworzył na Pią tej Alei w Nowym Jorku ekskluzywny salon z

drogimi butami dla zamoż nych klientó w, któ remu poś wię cał niemal cał ą energię i uwagę.

Salon przynosił wył ą cznie straty.

Pienią dze zarabiał a jedynie fabryka kierowana przez Nancy. W poł owie lat

trzydziestych, kiedy koń czył się powoli Wielki Kryzys, uruchomił a produkcję tanich kobiecych

sandał kó w, któ re w niedł ugim czasie stał y się ogromnie popularne. Był a przekonana o tym, ż e

w dziedzinie damskiego obuwia przyszł oś ć należ y do lekkich, kolorowych produktó w, na tyle

tanich, ż eby po jakimś czasie po prostu wyrzucić je na ś mietnik.

Mogł aby sprzedać nawet dwa razy wię cej towaru, gdyby fabryka dysponował a

odpowiednimi zdolnoś ciami produkcyjnymi. Jednak wszystkie zyski szł y na wyró wnanie strat

spowodowanych przez Petera, w zwią zku z czym nie mogł o być mowy o ż adnych

inwestycjach.

Nancy wiedział a, co trzeba zrobić, by uratować firmę.

Przede wszystkim należ ał o sprzedać cał ą sieć sklepó w (najlepiej ludziom, któ rzy

obecnie nimi kierowali), aby zdobyć jak najwię cej gotó wki. Fundusze uzyskane ze sprzedaż y

pozwolił yby na modernizację fabryki i przestawienie jej na nowy, taś mowy system produkcji,

wprowadzany obecnie we wszystkich liczą cych się przedsię biorstwach tej branż y. Peter

musiał przekazać ster firmy w jej rę ce, ograniczają c się do prowadzenia swojego

nowojorskiego sklepu, a i to pod ś cisł ą kontrolą finansową.

Był a gotowa pozostawić mu tytuł prezesa zarzą du, a co za tym idzie prestiż, jaki wią zał

się ze sprawowaniem tej funkcji, oraz dopł acać do jego sklepu z zyskó w firmy - oczywiś cie w

rozsą dnych granicach - ale Peter musiał przekazać jej cał ą wł adzę.

Zamieś cił a wszystkie te propozycje w pisemnym raporcie przeznaczonym wył ą cznie

dla jego oczu, on zaś obiecał zastanowić się nad nimi. Nancy powiedział a mu najdelikatniej,

jak tylko mogł a, ż e trzeba koniecznie poł oż yć kres cią gł emu pogarszaniu się kondycji

przedsię biorstwa i ż e jeś li nie zgodzi się na jej plan, bę dzie musiał a zwró cić się bezpoś rednio

do rady nadzorczej, co oznaczał o, ż e Peter straci na jej rzecz nie tylko wł adzę, lecz takż e tytuł

prezesa. Miał a nadzieję, ż e brat nie rozpę ta otwartej wojny, gdyż doprowadził oby to do jego

upokarzają cej klę ski i niemoż liwego do naprawienia rozł amu w rodzinie.

Jak na razie zachowywał się cał kiem rozsą dnie. Wydawał się opanowany i zamyś lony i

odnosił się do niej przyjaź nie. Postanowili wybrać się na wspó lną wyprawę do Paryż a. Peter

kupował najnowsze modele butó w do swojego sklepu, Nancy zaś robił a zakupy dla siebie i

przyjació ł ek, kontrolują c jednocześ nie wydatki brata. Zawsze bardzo lubił a Europę, a

szczegó lnie Paryż, i cieszył a się z okazji odwiedzenia Londynu, ale wł aś nie wtedy Anglia

wypowiedział a Niemcom wojnę.

Postanowili natychmiast wró cić do Stanó w. Taką samą decyzję, ma się rozumieć,

podję ł o opró cz nich mnó stwo osó b, w zwią zku z czym mieli ogromne trudnoś ci ze zdobyciem

biletó w. Wreszcie Nancy udał o się zarezerwować dwa miejsca na pokł adzie statku

odpł ywają cego z Liverpoolu; po dł ugiej podró ż y pocią giem i promem z Paryż a dotarli na

miejsce wczoraj, dziś zaś mieli zameldować się w porcie.

Przygotowania do dział ań wojennych wprawił y ją w bardzo przygnę biają cy nastró j.

Wczoraj po poł udniu w pokoju zjawił się boy, któ ry zainstalował w oknie wymyś lną, nie

przepuszczają cą ani odrobiny ś wiatł a zasł onę. Po zmroku w Liverpoolu obowią zywał o

cał kowite zaciemnienie w celu utrudnienia orientacji nieprzyjacielskim lotnikom, gdyby ci

chcieli zbombardować miasto. Szyby został y wzmocnione naklejonymi na krzyż paskami

taś my samoprzylepnej, by w razie wybuchu ostre odł amki nie poranił y przechodzą cych ulicą

ludzi. Przed wejś ciem do hotelu uł oż ono wysokie sterty workó w z piaskiem, na zapleczu zaś

znajdował o się wejś cie do schronu.

Nancy najbardziej obawiał a się tego, ż e Stany Zjednoczone przystą pią do wojny i jej

synowie, Liam i Hugh, zostaną wcieleni do armii. Pamię tał a sł owa ojca, któ ry po dojś ciu

Hitlera do wł adzy powiedział, ż e naziś ci nie dopuszczą do tego, by w Niemczech zagnieź dzili

się komuniś ci. Od tamtej pory wł aś ciwie ani razu nie myś lał a o Hitlerze. Miał a zbyt wiele spraw

na gł owie, ż eby jeszcze martwić się o Europę. Nie interesował a ją ani polityka

mię dzynarodowa, ani ś wiatowy ukł ad sił, ani bł yskawiczny rozwó j faszyzmu. W poró wnaniu z

niebezpieczeń stwem, w jakim mogł o znaleź ć się ż ycie jej synó w, był y to mał o istotne

abstrakcje. Polacy, Austriacy, Ż ydzi i Czesi powinni troszczyć się sami o siebie; ona musiał a

troszczyć się wył ą cznie o Liama i Hugha.

Nie oznaczał o to bynajmniej, iż wymagali szczegó lnej opieki. Nancy wyszł a za mą ż

bardzo mł odo i urodził a dzieci wkró tce po ś lubie, wię c obaj chł opcy byli już wł aś ciwie doroś li:

Liam oż enił się i mieszkał w Houston, Hugh zaś koń czył studia w Yale. Nie przykł adał się do

nauki tak, jak powinien - Nancy bardzo zaniepokoił a wiadomoś ć o tym, ż e kupił sobie szybki

sportowy samochó d - ale wyró sł już z wieku, w któ rym był gotó w sł uchać rad matki. Ponieważ

nie znał a sposobu na to, by wybronić synó w od wojska, nie istniał wł aś ciwie ż aden powó d, dla

któ rego musiał aby natychmiast wracać do domu.

Zdawał a sobie doskonale sprawę z tego, ż e wojna przyniesie ze sobą oż ywienie w

interesach. W Ameryce rozpocznie się ekonomiczny boom, ludzie zaś bę dą mieli wię cej

pienię dzy, ż eby kupować buty. Bez wzglę du na to, czy Stany Zjednoczone przystą pią do

wojny, czy też nie, armia bę dzie rozbudowywana, co oznaczał o zwię kszone zamó wienia

rzą dowe. Biorą c wszystko pod uwagę spodziewał a się, ż e w cią gu najbliż szych dwó ch - trzech

lat produkcja podwoi się albo nawet potroi - jeszcze jeden powó d, dla któ rego warto był o

zmodernizować fabrykę.

Jednak nawet te obiecują ce perspektywy tracił y znaczenie wobec faktu, ż e nad jej

dwoma synami zawisł o widmo wcielenia do wojska, a nastę pnie walki, cierpienia lub nawet

okrutnej ś mierci na jakimś polu bitewnym.

Z ponurych rozważ ań wyrwał o ją zjawienie się bagaż owego. Zapytał a go, czy Peter

przyszykował już swoje walizki. Mę ż czyzna odparł z tym dziwacznym, trudno zrozumiał ym

miejscowym akcentem, ż e bagaż Petera został przewieziony na statek już poprzedniego

wieczoru.

Zapukał a do drzwi pokoju zajmowanego przez brata, by sprawdzić, czy jest już gotowy

do wyjazdu. Otworzył a jej pokojó wka, któ ra poinformował a ją, ż e dż entelmen zajmują cy ten

pokó j opuś cił hotel poprzedniego dnia wieczorem.

Nancy był a coraz bardziej zdziwiona; przecież kiedy przyjechali razem wczoraj po

poł udniu, doszł a do wniosku, ż e zje kolację w swoim pokoju i poł oż y się wcześ nie spać, Peter

zaś powiedział, ż e uczyni to samo. Doką d mó gł wyjś ć, nawet jeż eli zmienił zamiar? Gdzie

spę dził noc? A przede wszystkim, gdzie był teraz?

Zeszł a na dó ł do telefonu, ale nie bardzo wiedział a, do kogo powinna zadzwonić.

Ż adne z nich nie znał o nikogo w Anglii. Liverpool leż ał niemal dokł adnie naprzeciwko Dublinu;

czyż by Peter przedostał się do Irlandii, by odwiedzić kraj, z któ rego pochodził a rodzina

Blackó w? Począ tkowo planowali tak wł aś nie uczynić, ale przecież nie zdą ż ył by wró cić przed

odpł ynię ciem statku!

Tknię ta nagł ą myś lą podał a telefonistce numer ciotki Tilly.

Dzwonienie z Europy do Ameryki przypominał o grę na loterii. Istniał o za mał o

poł ą czeń, w zwią zku z czym nieraz czekał o się cał ymi godzinami, ale przy odrobinie szczę ś cia

moż na był o dodzwonić się w cią gu paru minut. Jakoś ć dź wię ku przedstawiał a zazwyczaj wiele

do ż yczenia.

W Bostonie dochodził a wł aś nie sió dma rano, ale ciotka Tilly na pewno już nie spał a.

Jak wię kszoś ć starych ludzi kł adł a się i wstawał a bardzo wcześ nie. Był a jeszcze niezwykle

energiczna.

Okazał o się, ż e linia jest wolna - być moż e ze wzglę du na wczesną porę, bo tak rano

amerykań scy biznesmeni nie zasiedli jeszcze za swoimi biurkami - i zaledwie po pię ciu

minutach zabrzę czał dzwonek w kabinie. Nancy podniosł a sł uchawkę, w któ rej rozległ się

sygnał; wyobraził a sobie ciotkę Tilly w jedwabnym szlafroku i ciepł ych kapciach, drepczą cą po

bł yszczą cej, drewnianej podł odze w kuchni w stronę holu, gdzie stał czarny telefon.

- Halo?

- Ciocia Tilly? Tu Nancy.

- Dobry Boż e, moje dziecko! Nic ci nie jest?

- Wszystko w porzą dku. Ogł osili, ż e przystę pują do wojny, ale na razie jeszcze nikt nie

strzela, przynajmniej tu, w Anglii. Masz jakieś wiadomoś ci od chł opcó w?

- Obaj ś wietnie sobie radzą. Wł aś nie dostał am pocztó wkę od Liama z Palm Beach.

Pisze, ż e Jacqueline jest jeszcze ł adniejsza z opalenizną. Hugh zabrał mnie na przejaż dż kę

swoim samochodem. Wspaniał a maszyna.

- Czy nie jeź dzi zbyt szybko?

- Prowadził bardzo ostroż nie i nie chciał nawet wypić mał ego koktajlu. Powiedział, ż e

kierowcy jeż dż ą cy takimi samochodami w ogó le nie powinni pić alkoholu.

- Trochę mnie uspokoił aś.

- A w ogó le to wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, kochanie! Co robisz w Anglii?

- Jestem w Liverpoolu i czekam na odpł ynię cie statku do Nowego Jorku, ale zgubił am

gdzieś Petera. Chyba nie wiesz nic na jego temat?

- Oczywiś cie, ż e wiem. Zwoł ał na pojutrze rano zebranie zarzą du.

Nancy nie posiadał a się ze zdumienia.

- Masz na myś li pią tek rano?

- Tak, kochanie. O ile się nie mylę, pojutrze jest wł aś nie pią tek - odparł a ciotka Tilly z

odrobiną zgryź liwoś ci w gł osie. Jej ton miał oznaczać: Nie jestem jeszcze taka stara, ż eby nie

wiedzieć, jaki mamy dzień tygodnia.

Nancy przestał a cokolwiek rozumieć. Jaki był sens zwoł ywać posiedzenie, skoro nie

bę dą mogli w nim uczestniczyć, ani ona, ani Peter? Poza nimi w skł ad zarzą du wchodzili tylko

ciotka Tilly i Danny Riley, któ rzy nie mogli podją ć samodzielnie ż adnej decyzji.

Pachniał o to spiskiem. Czyż by Peter planował jakiś podstę p?

- Jaki jest porzą dek zebrania, ciociu?

- Wł aś nie go przeglą dał am. Przeczytam ci. „Celem zebrania jest zaaprobowanie

sprzedaż y spó ł ki Buty Blacka spó ł ce General Textiles na warunkach wynegocjowanych przez

prezesa zarzą du.”

- Dobry Boż e! - Nancy doznał a tak wielkiego szoku, ż e o mał o nie zemdlał a. Peter

postanowił sprzedać firmę bez jej wiedzy i zgody!

Przez chwilę nie mogł a wykrztusić ani sł owa. Potem, kiedy odrobinę doszł a do siebie,

powiedział a drż ą cym gł osem:

- Czy mogł abyś przeczytać mi to raz jeszcze, ciociu?

Ciotka Tilly postą pił a zgodnie z jej ż yczeniem.

Nancy poczuł a, ż e ogarnia ją lodowate zimno. W jaki sposó b Peterowi udał o się do

tego doprowadzić? Kiedy zajmował się ustaleniem warunkó w porozumienia? Prawdopodobnie

pracował nad tym od chwili, kiedy przekazał a mu swó j poufny raport. Pozornie rozważ ał jej

propozycje, podczas gdy w rzeczywistoś ci spiskował przeciwko niej!

Zawsze wiedział a, ż e jest sł abym czł owiekiem, ale nigdy nie podejrzewał a, ż e okaż e

się zdolnym do takiej zdrady.

- Jesteś tam, Nancy?

Z trudem przeł knę ł a ś linę.

- Tak, jestem. Po prostu bardzo mnie to zaskoczył o. Peter o niczym mi nie powiedział.

- Naprawdę? To chyba nieł adnie z jego strony, prawda?

- Najwyraź niej zależ y mu na tym, ż eby przepchną ć sprawę pod moją nieobecnoś ć...

ale przecież jego też nie bę dzie na zebraniu! Wypł ywamy dzisiaj, wię c dotrzemy do domu

najwcześ niej za pię ć dni.

A mimo to Peter znikną ł... - pomyś lał a.

- Czy przypadkiem nie ma teraz jakiegoś poł ą czenia lotniczego?

- Clipper!

Nancy natychmiast przypomniał a sobie, ż e pisał y o tym wszystkie gazety. Przelot nad

Atlantykiem trwał niewiele ponad dzień. Czyż by Peter wpadł wł aś nie na ten pomysł?

- Zgadza się, Clipper - potwierdził a ciotka Tilly. - Danny Riley powiedział, ż e Peter

wraca Clipperem i zjawi się prosto na zebranie.

Nancy nie mogł a uwierzyć, ż e jej wł asny brat okł amał ją w tak bezwstydny sposó b.

Przyjechał z nią aż do Liverpoolu, aby utwierdzić ją w przekonaniu, ż e popł ynie tym samym

statkiem co ona. Najprawdopodobniej wyruszył do Southampton w chwilę po tym, jak rozstali

się w holu przy recepcji. Jak mó gł spę dzić z nią tyle czasu, jedzą c, rozmawiają c i dyskutują c o






© 2023 :: MyLektsii.ru :: Мои Лекции
Все материалы представленные на сайте исключительно с целью ознакомления читателями и не преследуют коммерческих целей или нарушение авторских прав.
Копирование текстов разрешено только с указанием индексируемой ссылки на источник.