Студопедия

Главная страница Случайная страница

Разделы сайта

АвтомобилиАстрономияБиологияГеографияДом и садДругие языкиДругоеИнформатикаИсторияКультураЛитератураЛогикаМатематикаМедицинаМеталлургияМеханикаОбразованиеОхрана трудаПедагогикаПолитикаПравоПсихологияРелигияРиторикаСоциологияСпортСтроительствоТехнологияТуризмФизикаФилософияФинансыХимияЧерчениеЭкологияЭкономикаЭлектроника






Table of Contents 3 страница






- Dlatego, ż e jeś li tego nie zrobimy, twó j ojciec znajdzie się w wię zieniu.

Zupeł nie ją to oszoł omił o.

- Jak to? Przecież to nie przestę pstwo, ż e jest się faszystą!

- Obowią zują prawa stanu wyją tkowego. Zresztą, jakie to ma znaczenie? Ostrzegł nas

jeden z przyjació ł z Ministerstwa Spraw Wewnę trznych. Ojciec zostanie aresztowany, jeż eli do

koń ca tygodnia nie opuś ci Wielkiej Brytanii.

Margaret nie mogł a uwierzyć, ż e istnieją ludzie, któ rzy chcą zamkną ć jej ojca w

wię zieniu jak pospolitego zł odzieja. Nagle zrobił o się jej bardzo gł upio; do tej pory nie

zastanawiał a się nad tym, jak wielkie zmiany poczyni wojna w dotychczasowym normalnym

ż yciu.

- Mimo to nie pozwalają nam zabrać ze sobą naszych pienię dzy - dodał a matka z

goryczą. - To typowo brytyjski sposó b pojmowania zasad fair play.

Pienią dze stanowił y w tej chwili dla Margaret najmniejszy problem. Waż ył o się cał e jej

ż ycie. Poczuł a nagł y przypł yw odwagi i postanowił a wyznać matce prawdę. Wzię ł a gł ę boki

oddech i powiedział a, zanim zdą ż ył a się rozmyś lić:

- Mamo, ja nie chcę lecieć z wami.

Matka nie okazał a zdziwienia. Niewykluczone, ż e spodziewał a się czegoś w tym

rodzaju.

- Musisz, kochanie - powiedział a spokojnym, zró wnoważ onym tonem, jakiego uż ywał a

zawsze wtedy, gdy starał a się unikną ć sprzeczki.

- Mnie nie zamkną do wię zienia. Mogę mieszkać u ciotki Marthy albo kuzynki

Catherine. Nie porozmawiał abyś o tym z ojcem?

- Urodził am cię w bó lu i cierpieniu, i nie pozwolę ci ryzykować ż ycia tak dł ugo, jak dł ugo

mam coś do powiedzenia na ten temat! - odparł a matka z niezwykł ą dla niej stanowczoś cią.

Margaret potrzebował a trochę czasu, by ochł oną ć po tym nieoczekiwanym wybuchu.

- Ja też powinnam mieć coś do powiedzenia na ten temat - zaprotestował a wreszcie. -

To przecież moje ż ycie!

Matka westchnę ł a cię ż ko, po czym wró cił a do swego zwykł ego, powolnego sposobu

mó wienia.

- To, co myś limy ty albo ja, nie ma najmniejszego znaczenia. Ojciec nie pozwoli ci

zostać, bez wzglę du na wszystko, co powiemy.

Uległ oś ć matki podział ał a na Margaret jak pł achta na byka.

- Poproszę go o to wprost.

- Wolał abym, ż ebyś tego nie robił a. - W gł osie matki pojawił a się bł agalna nuta. - I tak

przeż ywa cię ż kie dni. Wiesz przecież, ż e bardzo kocha Anglię. W innych okolicznoś ciach już

dawno zadzwonił by do Ministerstwa Wojny z proś bą o jakiś przydział. Ta sytuacja ł amie mu

serce.

- A co z moim sercem?

- Dla ciebie to coś zupeł nie innego. Jesteś mł oda, masz przed sobą cał e ż ycie. Dla

niego dzisiejszy dzień oznacza kres wszelkich marzeń.

- To nie moja wina, ż e jest faszystą - odparł a ostro Margaret.

Matka wstał a z miejsca.

- Miał am nadzieję, ż e okaż esz wię cej serca - powiedział a cicho, po czym wyszł a z

pokoju.

Margaret drę czył o poczucie winy, ale jednocześ nie odczuwał a ogromny niesmak. To

nie był o w porzą dku! Ojciec odnosił się krytycznie do wszystkich jej opinii od chwili, kiedy

zaczę ł a je samodzielnie formuł ować, a teraz, kiedy bieg wydarzeń dowió dł jednoznacznie, ż e

to on nie miał racji, wymagano od niej, by okazał a mu wspó ł czucie!

Westchnę ł a gł ę boko. Matka był a pię kna, ekscentryczna i tajemnicza, bogata i

obdarzona silną wolą. Ekscentrycznoś ć wypł ywał a z silnej woli pozbawionej

ukierunkowują cego dział ania wykształ cenia: przyjmował a bez zastrzeż eń wszystkie, nawet

najdziksze pomysł y, gdyż najzwyczajniej w ś wiecie nie dysponował a wiedzą, któ ra pozwolił aby

jej odró ż nić to, co mą dre, od tego, co bezsensowne. Tajemniczoś ć natomiast miał a

zneutralizować mę ską dominację. Ponieważ nie mogł a otwarcie przeciwstawić się mę ż owi,

jedynym sposobem na uniknię cie jego kurateli był o udawanie, ż e go nie rozumie. Margaret

kochał a matkę i odnosił a się z ż yczliwą tolerancją do jej nieszkodliwych dziwactw, ale

powzię ł a mocne postanowienie, ż e nigdy nie bę dzie taka jak ona, pomimo cał ego fizycznego

podobień stwa. Skoro inni odmawiają jej wykształ cenia, zdobę dzie je sama, i prę dzej zostanie

starą panną, niż wyjdzie za mą ż za jakiegoś wieprza, któ ry bę dzie sobie wyobraż ał, ż e moż e

nią pomiatać jak jaką ś nierozgarnię tą pokojó wką.

Czasem ż ał ował a, ż e stosunki mię dzy nią a matką nie uł oż ył y się inaczej. Mogł aby

wó wczas jej ufać, oczekiwać od niej wspó ł czucia i rady. Był yby sojuszniczkami walczą cymi

ramię w ramię o wolnoś ć w ś wiecie, któ ry chciał je traktować wył ą cznie jako ozdoby. Jednak

matka zrezygnował a z walki już bardzo dawno temu, teraz zaś pragnę ł a, by jej có rka uczynił a

to samo. Margaret nie miał a najmniejszego zamiaru tego zrobić. Zawsze bę dzie sobą. Ale jak

to osią gną ć?

Przez cał y poniedział ek w ogó le nie miał a apetytu. Wypił a natomiast mnó stwo filiż anek

herbaty, podczas gdy sł uż ba zajmował a się porzą dkowaniem domu. We wtorek, kiedy matka

zorientował a się, ż e Margaret nie ma zamiaru się spakować, kazał a zrobić to za nią nowej

pokojó wce. Rzecz jasna Jenkins nie miał a poję cia, co powinna zapakować, w zwią zku z czym

Margaret musiał a jej pomó c. Tak wię c w koń cu matka postawił a na swoim, jak zwykle.

- Masz pecha, ż e wyjeż dż amy w tydzień po tym, jak przyję to cię do pracy - powiedział a

do pokojó wki.

- I tak pracy bę dzie po uszy, panienko - odparł a dziewczyna. - Tata mó wi, ż e w wojnę

nigdy nie ma bezrobocia.

- A co bę dziesz robił a? Pó jdziesz do fabryki?

- Wstą pię do armii. Sł yszał am w radiu, ż e wczoraj do Pomocniczej Obrony Terytorialnej

przyję li siedemnaś cie tysię cy kobiet. Przed wszystkimi biurami rekrutacyjnymi stoją dł ugie

kolejki. Widział am zdję cie w gazecie.

- W takim razie, masz szczę ś cie - stwierdził a z przygnę bieniem Margaret. - Ja bę dę

stał a w kolejce do samolotu, któ ry zabierze mnie do Ameryki.

- Musi panienka robić to, co każ e pan markiz.

- A co powiedział twó j ojciec, kiedy dowiedział się, ż e chcesz wstą pić do wojska?

- Nic mu nie powiem. Po prostu zacią gnę się i już.

- A jeż eli zabierze cię do domu?

- Nie moż e tego zrobić. Mam już osiemnaś cie lat. Rodzice nie mają nic do gadania,

oczywiś cie jeż eli ma się wystarczają co duż o lat.

- Jesteś tego pewna? - zapytał a Margaret ze zdziwieniem.

- Oczywiś cie. Wszyscy o tym wiedzą.

- Ja nie wiedział am - mruknę ł a Margaret.

Jenkins zniosł a spakowaną walizkę na dó ł, do holu. Wyjazd został zaplanowany na

ś rodę rano. Zobaczywszy ustawione jedna za drugą walizki Margaret uś wiadomił a sobie, ż e

jeś li szybko nie podejmie jakiejś decyzji, to już wkró tce naprawdę znajdzie się w Connecticut

gdzie spę dzi cał ą wojnę. Nie zważ ają c na proś bę matki musiał a jednak staną ć twarzą w twarz

z ojcem.

Na samą myś l o tym poczuł a dreszcze. Wró cił a do swego pokoju, by uspokoić nerwy i

przygotować plan postę powania. Przede wszystkim musi zachować spokó j. Ł zy na pewno

ojca nie poruszą, a gniew tylko skł onił by go do jeszcze wię kszego uporu. Powinna sprawiać

wraż enie osoby rozsą dnej, odpowiedzialnej i dojrzał ej. Nie wolno jej wdać się w kł ó tnię, gdyż

to go rozzł oś ci, a wtedy ona przestraszy się i nie bę dzie w stanie dokoń czyć rozmowy.

Od czego powinna zaczą ć? „Wydaje mi się, ż e mam prawo zabrać gł os w sprawie

mojej przyszł oś ci.”

Nie, to do niczego. Usł yszy w odpowiedzi: „Ja jestem odpowiedzialny za ciebie, wię c ja

bę dę podejmował wszelkie decyzje.”

Moż e wię c: „Czy mogę porozmawiać z tobą o moim wyjeź dzie do Ameryki? ”

Odpowiedź brzmiał aby najprawdopodobniej: „Nie ma o czym rozmawiać.”

Nie, począ tek musi być tak niewinny, ż eby ojciec nie miał ż adnego pretekstu, by

nakazać jej milczenie. Uznał a, ż e najlepsze bę dzie: „Czy mogę zapytać cię o coś? ” Ojciec

musi odpowiedzieć na to twierdzą co.

A co potem? W jaki sposó b ma przejś ć do sedna sprawy, nie wywoł ują c jednego z jego

okropnych atakó w gniewu? Moż e powie coś takiego: „Zdaje się, ż e podczas ostatniej wojny

sł uż ył eś w wojsku, prawda? ” Wiedział a, ż e brał udział w walkach we Francji. Zaraz potem

doda: „Mama też chyba coś wtedy robił a? ” Znał a odpowiedź takż e na to pytanie; matka

zgł osił a się jako pielę gniarka - ochotniczka i opiekował a się w Londynie rannymi

amerykań skimi oficerami. Na koniec zaś oś wiadczy: „Oboje sł uż yliś cie swoim krajom, wię c na

pewno zrozumiecie, dlaczego chcę zrobić to samo.” Ten argument powinien okazać się trudny

do zbicia.

Czuł a, ż e jeś li tylko zdoł a pokonać jego opó r w podstawowej sprawie, na pewno uda jej

się go przekonać takż e do swoich innych pomysł ó w. Do czasu wstą pienia do P. O. T., Co

powinno nastą pić najpó ź niej za kilka dni, bę dzie mogł a mieszkać u krewnych. Miał a

dziewię tnaś cie lat; wiele dziewczą t w jej wieku pracował o po osiem i wię cej godzin dziennie.

Był a wystarczają co dorosł a, ż eby wyjś ć za mą ż, prowadzić samochó d lub iś ć do wię zienia.

Nie istniał ż aden powó d, dla któ rego ktoś miał by ją zmusić do opuszczenia Anglii.

Tak, to miał o sens. Teraz potrzebował a już tylko odwagi.

Ojciec powinien być w gabinecie z zarzą dcą. Margaret wyszł a z pokoju, lecz zaraz za

drzwiami ogarnę ł a ją fala strachu. Ojciec nigdy nie tolerował sprzeciwu. Jego napady gniewu

był y okropne, a kary, jakie wyznaczał, bardzo surowe. Kiedy miał a jedenaś cie lat, zachował a

się niegrzecznie wobec któ regoś z goś ci przebywają cych w domu i musiał a za to spę dzić cał y

dzień w ką cie gabinetu, stoją c twarzą do ś ciany. Za to, ż e w wieku siedmiu lat zrobił a siusiu w

ł ó ż ku, zabrał jej ulubionego misia, a kiedyś, w ataku wś ciekł oś ci, wyrzucił przez okno na

pię trze mał ego kota. Jak zareaguje teraz, kiedy powie mu, ż e pragnie zostać w Anglii i walczyć

z nazistami?

Zmusił a się, by zejś ć po schodach, ale kiedy zbliż ył a się do drzwi gabinetu, strach

nasilił się jeszcze bardziej. Wyobraził a sobie ojca z nabiegł ą krwią twarzą i wybał uszonymi

oczami, i poczuł a niemal paniczne przeraż enie. Usił ował a się uspokoić zadają c sobie pytanie,

czy naprawdę jest się czego bać. Przecież nie mó gł już zabrać jej ulubionego misia. Mimo to

w gł ę bi duszy zdawał a sobie sprawę, ż e ojciec potrafi obmyś lić dla niej jaką ś karę, kto wie, czy

nawet nie bardziej okrutną.

Kiedy drż ą c na cał ym ciele stał a przed drzwiami gabinetu, w holu pojawił a się pani

Allen, ubrana jak zwykle w czarną jedwabną sukienkę. Pani Allen kierował a ż elazną rę ką cał ą

ż eń ską sł uż bą domową, ale zawsze okazywał a wielkie pobł aż anie dzieciom. Był a bardzo

przywią zana do rodziny Oxenford i wiadomoś ć o tym, ż e wyjeż dż ają z kraju, podział ał a na nią

ogromnie przygnę biają co. Oznaczał o to dla niej koniec egzystencji, do jakiej się przyzwyczaił a

i jaką polubił a. Obdarzył a Margaret smutnym uś miechem.

Na jej widok dziewczynę olś nił zapierają cy dech w piersi pomysł.

W cią gu uł amka sekundy w gł owie Margaret powstał szczegó ł owy plan ucieczki.

Poż yczy trochę pienię dzy od pani Allen, wyjdzie natychmiast z domu, wsią dzie do pocią gu

odjeż dż ają cego do Londynu o szesnastej pię ć dziesią t pię ć, przenocuje w mieszkaniu kuzynki

Catherine, a nazajutrz z samego rana wstą pi do P. O. T. Zanim ojcu uda się ją odszukać,

bę dzie już po wszystkim.

Plan był tak prosty i ś miał y, ż e z trudem mogł a uwierzyć, iż uda się jej go zrealizować.

Jednak zanim zdą ż ył a się nad nim dokł adniej zastanowić, usł yszał a swó j gł os:

- Och, pani Allen, czy mogł aby mi pani poż yczyć trochę pienię dzy? Został o mi jeszcze

do zrobienia trochę zakupó w, ale nie chcę zawracać gł owy ojcu, bo jest bardzo zaję ty.

- Oczywiś cie, panienko - odparł a bez wahania pani Allen. - Ile panienka potrzebuje?

Margaret nie miał a poję cia, ile kosztuje bilet do Londynu. Nigdy nie miał a stycznoś ci z

takimi sprawami.

- Myś lę, ż e funt mi wystarczy - powiedział a na chybił trafił. Czy ja naprawdę to robię? -

przemknę ł o jej przez myś l.

Pani Allen wyję ł a z torebki dwa banknoty dziesię cioszylingowe. Z pewnoś cią dał aby jej

cał e swoje oszczę dnoś ci, gdyby Margaret ją o to poprosił a.

Margaret wzię ł a pienią dze drż ą cą rę ką. To mó j bilet do wolnoś ci - pomyś lał a. Choć

wcią ż jeszcze przeraż ona, poczuł a w piersi gorą cy pł omyk radoś ci.

Pani Allen opacznie zrozumiał a jej niewyraź ną minę, są dzą c, ż e jej przyczyną jest

decyzja o wyjeź dzie.

- To rzeczywiś cie smutny dzień, lady Margaret - powiedział a i uś cisnę ł a lekko jej rę kę. -

Smutny dzień dla nas wszystkich.

Potrzą snę ł a z goryczą gł ową, po czym zniknę ł a w gł ę bi domu.

Margaret rozejrzał a się ostroż nie dookoł a, ale nikogo nie zauważ ył a. Serce trzepotał o

jej jak ptak schwytany w puł apkę, ł apał a powietrze szybkimi, pł ytkimi ł ykami. Wiedział a, ż e

jeś li pozwoli sobie na chwilę wahania, straci cał ą odwagę. Nie odważ ył a się nawet wł oż yć

pł aszcza. Ś ciskają c w dł oni pienią dze po prostu wyszł a przez frontowe drzwi.

Stacja kolejowa znajdował a się w odległ oś ci trzech kilometró w, w są siedniej wsi.

Margaret w każ dej chwili spodziewał a się usł yszeć za sobą warkot należ ą cego do ojca rolls -

royce'a. Ale ską d wł aś ciwie miał by wiedzieć, co zrobił a? Był o bardzo mał o prawdopodobne,

ż eby ktokolwiek zauważ ył przed obiadem jej nieobecnoś ć, a nawet gdyby ktoś zwró cił na to

uwagę, zapewne uznano by, ż e poszł a po zakupy, tak jak powiedział a pani Allen. Mimo to cał y

czas był a spię ta i niepewna.

Dotarł a do stacji na dł ugo przed planowym odjazdem pocią gu, kupił a bilet - okazał o

się, ż e ma aż nadto pienię dzy - i usiadł a w poczekalni dla kobiet, obserwują c wskazó wki

wielkiego ś ciennego zegara.

Pocią g spó ź niał się.

Minę ł a czwarta pię ć dziesią t pię ć, potem pią ta, wreszcie pię ć po pią tej. Margaret był a

już tak przeraż ona, ż e niewiele brakował o, by zrezygnował a z ucieczki i wró cił a do domu,

choć by po to, ż eby uwolnić się od straszliwego napię cia.

Pocią g wjechał na stację kwadrans po pią tej. Ojciec wcią ż jeszcze nie zjawił się, by

zabrać ją do domu.

Margaret weszł a do wagonu. Serce miał a niemal w gardle.

Stanę ł a przy oknie i nie odrywał a wzroku od wejś cia na peron, spodziewają c się ujrzeć

wpadają cego w ostatniej chwili ojca.

Wreszcie pocią g ruszył.

Nie mogł a uwierzyć, ż e jej plan się powió dł.

Pocią g nabierał prę dkoś ci i w sercu Margaret pojawił o się radosne drż enie. Kilka

sekund pó ź niej stacja został a w tyle, Margaret zaś triumfalnie spoglą dał a na bł yskawicznie

maleją ce zabudowania wioski. Udał o się! Uciekł a!

Nagle ugię ł y się pod nią kolana. Rozejrzał a się w poszukiwaniu wolnego miejsca i

dopiero teraz uś wiadomił a sobie, ż e pocią g jest peł en. Wszystkie miejsca był y zaję te, nawet w

pierwszej klasie, a na podł odze siedzieli ż oł nierze.

Jej euforii nie zmniejszył nawet fakt, ż e podró ż, przynajmniej wedł ug normalnych

standardó w, przypominał a senny koszmar. Na każ dej stacji do wagonó w wsiadał o coraz

wię cej ludzi, a opó ź nienie wzrosł o do ponad trzech godzin. W zwią zku z obowią zują cym

zaciemnieniem usunię to wszystkie ż aró wki, wię c po zapadnię ciu zmroku pocią g pogrą ż ył się

w cał kowitej ciemnoś ci, rozpraszanej jedynie od czasu do czasu bł yskiem latarki konduktora,

lawirują cego mię dzy siedzą cymi i leż ą cymi na podł odze ludź mi. Kiedy nie mogł a już

wytrzymać stoją c, Margaret takż e usiadł a na podł odze. Teraz nie miał o to już ż adnego

znaczenia. Co prawda pobrudzi sobie sukienkę, ale już jutro ona też bę dzie w mundurze. Na

wszystko należ ał o patrzeć z nowej perspektywy, bo przecież trwał a wojna.

Zastanawiał a się, czy ojciec mó gł zauważ yć jej nieobecnoś ć, dowiedzieć się, ż e

wsiadł a do pocią gu, i pojechać szybko do Londynu, by przechwycić ją na dworcu Paddington.

Był o to mał o prawdopodobne, choć moż liwe. Kiedy pocią g wjechał na stację, serce

dziewczyny ponownie napeł nił o się niepokojem.

Jednak gdy wysiadł a i stwierdził a, ż e ojca nigdzie nie widać, uś miechnę ł a się

triumfalnie. A wię c jednak nie był wszechmocny! Dzię ki poś wiacie wydobywają cej się na

zewną trz z ogromnej jaskini dworca udał o jej się znaleź ć taksó wkę, któ ra z wł ą czonymi tylko

pozycyjnymi ś wiatł ami zawiozł a ją do Bayswater. Kierowca zaprowadził ją do domu, w któ rym

znajdował o się mieszkanie Catherine, oś wietlają c drogę latarką.

Wszystkie okna budynku był y zaciemnione, ale hol rozjaś niał a feeria ś wiateł. Portier

skoń czył już sł uż bę - dochodził a prawie pó ł noc - lecz Margaret znał a drogę do mieszkania

Catherine. Weszł a po schodach i nacisnę ł a przycisk dzwonka.

Nikt nie odpowiedział.

Zadzwonił a jeszcze raz, choć wiedział a, ż e to nie ma wię kszego sensu. Mieszkanie

był o mał e, a dzwonek donoś ny. Catherine nie był o w domu.

Po chwili doszł a do wniosku, ż e wł aś ciwie nie powinna się temu dziwić. Catherine

mieszkał a z rodzicami w hrabstwie Kent, uż ywają c tego mieszkania jako pied-a-terre.

Londyń skie ż ycie towarzyskie zamarł o, wię c Catherine nie miał a ż adnego powodu, by zostać

w mieś cie. Margaret nie przyszł o to wcześ niej do gł owy.

Nie był a zrozpaczona, ale na pewno odczuwał a spore rozczarowanie. Cieszył a się na

myś l o tym, ż e usią dzie z Catherine przy stole i popijają c gorą ce kakao opowie jej o

szczegó ł ach swej wielkiej przygody. Wyglą dał o na to, ż e bę dzie musiał a wstrzymać się z

realizacją tych planó w. Co powinna teraz zrobić? Miał a w Londynie wielu krewnych, ale gdyby

się u nich zjawił a, natychmiast zadzwoniliby do ojca. Catherine na pewno by jej nie zdradził a,

lecz Catherine stanowił a wyją tek.

Potem przypomniał a sobie, ż e ciotka Martha nie ma telefonu.

Ta zrzę dliwa, siedemdziesię cioletnia stara panna był a wł aś ciwie jej cioteczną babką.

Mieszkał a nie dalej niż milę stą d. O tej porze na pewno bę dzie już spał a i wś cieknie się, ż e

ktoś ś mie ją budzić, ale na 37 to nie był o ż adnej rady. Najważ niejsze, ż e nie bę dzie mogł a

zawiadomić ojca Margaret o miejscu pobytu jego có rki.

Margaret zeszł a po schodach, wyszł a na ulicę... i znalazł a się w cał kowitej ciemnoś ci.

Zaciemnienie był o zupeł ne. Stanę ł a na progu domu i rozejrzał a się dokoł a szeroko

otwartymi oczami, ale nic nie zobaczył a. Zakrę cił o się jej w gł owie.

Zamknę ł a oczy, usił ują c przywoł ać obraz ulicy. Za plecami miał a Ovington House,

gdzie mieszkał a Catherine. Zwykle w wielu oknach palił o się ś wiatł o, dział ał a też wiszą ca nad

drzwiami lampa. Na rogu po lewej stronie stał mał y koś ció ł ek, któ rego portal ró wnież był

zwykle iluminowany. Uliczne latarnie rzucał y na chodnik jasne krę gi, jezdnię zaś oś wietlał y

reflektory autobusó w, taksó wek i prywatnych samochodó w.

Otworzył a oczy i ponownie ujrzał a nieprzeniknioną ciemnoś ć.

Był o to ze wszech miar deprymują ce. Przez chwilę wydawał o jej się, ż e wokó ł niej nic

nie ma, ż e ulica zniknę ł a, ona zaś pozostał a w pró ż ni, spadają c w bezdenną otchł ań.

Ogarnę ł y ją mdł oś ci, ale zaraz wzię ł a się w garś ć i zaczę ł a przypominać sobie drogę do domu

ciotki Marthy.

Muszę stą d iś ć na wschó d, na drugim skrzyż owaniu skrę cić w lewo i iś ć prosto aż do

nastę pnej przecznicy. Dom ciotki stoi na rogu. Powinnam tam ł atwo trafić, nawet po ciemku -

myś lał a gorą czkowo.

Przydał aby się jakaś pomoc: oś wietlona taksó wka, księ ż yc w peł ni albo ż yczliwy

policjant. Wkró tce jej ż yczeniu stał o się zadoś ć, gdyż ulicą przejechał powoli samochó d. Jego

sł abe ś wiatł a pozycyjne lś nił y w ciemnoś ci jak oczy kota, ale Margaret zdą ż ył a dojrzeć w ich

blasku linię krawę ż nika aż do najbliż szego skrzyż owania.

Ruszył a przed siebie.

Tylne czerwone ś wiateł ka samochodu zniknę ł y w oddali. Margaret są dził a, ż e od

skrzyż owania dzielą ją jeszcze co najmniej trzy lub cztery kroki, kiedy nagle spadł a z

krawę ż nika. Przeszł a na drugą stronę jezdni i zdoł ał a wejś ć na chodnik nie potykają c się.

Dodał o jej to wiary we wł asne sił y, wię c przyś pieszył a nieco kroku, czują c się znacznie

pewniej.

Nagle coś uderzył o ją mocno w twarz.

Krzyknę ł a z bó lu i strachu. Ogarnę ł a ją panika. Niewiele brakował o, a odwró cił aby się i

rzucił a na oś lep do ucieczki, ale z najwyż szym trudem udał o się jej zapanować nad sobą.

Potarł a dł onią obolał y policzek. Co się stał o, na litoś ć boską? Co mogł o uderzyć ją w twarz na

ś rodku chodnika? Wycią gnę ł a przed siebie obie rę ce; natrafił y na coś niemal natychmiast,

wię c cofnę ł a je trwoż liwie, by zaraz potem zacisną ć zę by i znowu wycią gną ć dł onie. Dotknę ł a

czegoś zimnego, twardego i okrą gł ego, jakby przeroś nię tej babki droż dż owej unoszą cej się w

powietrzu. Badają c dł oń mi tajemniczy przedmiot wymacał a okrą gł ą kolumnę z kwadratowym

otworem i uchylnym wieczkiem. Mimo obolał ej twarzy o mał o nie parsknę ł a ś miechem. Został a

zaatakowana przez skrzynkę na listy.

Ominę ł a ją ostroż nie, po czym ruszył a w dalszą drogę z ramionami wycią gnię tymi na

wysokoś ci twarzy.

Wkró tce natrafił a na kolejny krawę ż nik. Odzyskawszy ró wnowagę po niespodziewanym

potknię ciu odetchnę ł a z ulgą; dotarł a do ulicy, przy któ rej mieszkał a ciotka Martha. Skrę cił a w






© 2023 :: MyLektsii.ru :: Мои Лекции
Все материалы представленные на сайте исключительно с целью ознакомления читателями и не преследуют коммерческих целей или нарушение авторских прав.
Копирование текстов разрешено только с указанием индексируемой ссылки на источник.