Студопедия

Главная страница Случайная страница

Разделы сайта

АвтомобилиАстрономияБиологияГеографияДом и садДругие языкиДругоеИнформатикаИсторияКультураЛитератураЛогикаМатематикаМедицинаМеталлургияМеханикаОбразованиеОхрана трудаПедагогикаПолитикаПравоПсихологияРелигияРиторикаСоциологияСпортСтроительствоТехнологияТуризмФизикаФилософияФинансыХимияЧерчениеЭкологияЭкономикаЭлектроника






Table of Contents 38 страница






pł aczem. - Dlaczego nie wpł yniesz na niego, ż eby nie był taki okropny?

- Są dzisz, ż e nie pró buję?

Margaret doznał a prawdziwego wstrzą su; matka nigdy do tej pory nie dawał a do

zrozumienia, ż e nie zgadza się z postę powaniem ojca.

- Nie cierpię, kiedy zachowuje się w taki sposó b!

- Przynajmniej mogł abyś go nie prowokować - zauważ ył a matka.

- To znaczy ustę pować mu na każ dym kroku?

- Czemu nie? Przecież to trwał oby tylko do twojego zamą ż pó jś cia.

- Gdybyś ty mu się przeciwstawił a, moż e zmienił by swoje postę powanie.

Matka pokrę cił a ze smutkiem gł ową.

- Nie mogę wystą pić razem z tobą przeciwko niemu, kochanie. Jest moim mę ż em.

- Ale nie ma racji!

- To bez znaczenia. Przekonasz się o tym, kiedy sama wyjdziesz za mą ż.

- To nieuczciwe... - szepnę ł a bezsilnie Margaret.

- Ale nie potrwa dł ugo. Proszę cię tylko o to, ż ebyś zechciał a tolerować go jeszcze

przez jakiś czas. Zapewniam cię, ż e wszystko się zmieni, jak tylko skoń czysz dwadzieś cia

jeden lat, nawet jeś li nie bę dziesz jeszcze mę ż atką. Wiem, ż e to trudne, ale nie chcę, ż eby

wygnał cię z domu jak biedną Elizabeth...

Margaret uś wiadomił a sobie, ż e ona ró wnież pragnie unikną ć tego za wszelką cenę.

- Ja też tego nie chcę, mamo powiedział a, podchodzą c do taboretu, na któ rym

siedział a lady Oxenford. Obję ł y się niezrę cznie i przytulił y mocno do siebie.

- Obiecaj mi, ż e nie bę dziesz się z nim wię cej kł ó cił a.

Gł os matki był przepeł niony takim smutkiem, ż e Margaret z najwię kszą ochotą

zł oż ył aby jej tę obietnicę, ale coś ją przed tym powstrzymał o.

- Spró buję - odparł a przez ś ciś nię te gardł o. - Naprawdę spró buję.

Lady Oxenford wypuś cił a ją z obję ć. Margaret cofnę ł a się o krok i ujrzał a na jej twarzy

wyraz cał kowitej rezygnacji.

- Dzię kuję ci i za to, kochanie.

Powiedział y wszystko, co miał y sobie do powiedzenia.

Margaret wyszł a z ł azienki.

Kiedy weszł a do kabiny, Harry poderwał się z miejsca. Był a tak roztrzę siona, ż e

zupeł nie stracił a panowanie nad sobą i zarzucił a mu ramiona na szyję. Zawahał się, wyraź nie

zdumiony, po czym obją ł ją i delikatnie pocał ował w czubek gł owy. Od razu poczuł a się lepiej.

Otworzywszy oczy dostrzegł a zdziwione spojrzenie Membury'ego. Wł aś ciwie nic ją to

nie obchodził o, ale odsunę ł a się od Harry'ego i usiadł a na swoim miejscu po drugiej stronie

kabiny.

- Musimy uzgodnić nasze plany - powiedział Harry. - To chyba ostatnia okazja, ż eby

porozmawiać na osobnoś ci.

Margaret uś wiadomił a sobie, ż e lada chwila matka wró ci z ł azienki, potem zaś zjawią

się ojciec i Percy. Ogarnę ł a ją panika, kiedy wyobraził a sobie, jak rozstaje się z Harrym w

Nowym Jorku, by już nigdy go nie zobaczyć.

- Mó w szybko, gdzie bę dę mogł a cię znaleź ć!

- Nie wiem, niczego jeszcze nie ustalił em. Ale nie bó j się, dam ci znać. W jakim hotelu

się zatrzymacie?

- Waldorf. Zadzwonisz do mnie wieczorem? Musisz!

- Uspokó j się. Oczywiś cie, ż e zadzwonię. Przedstawię się jako pan Marks.

Spokojny ton Harry'ego sprawił, iż Margaret zrozumiał a, ż e zachowuje się nie tylko

gł upio, ale przede wszystkim samolubnie. Powinna myś leć nie tylko o sobie, lecz ró wnież o

nim.

- A gdzie ty spę dzisz noc?

- Znajdę jakiś tani hotel.

Nagle wpadł jej do gł owy ś wietny pomysł.

- Chciał byś zakraś ć się do mojego pokoju w Waldorfie?

Uś miechną ł się.

Mó wisz poważ nie? Jasne, ż e bym chciał!

Ucieszył o ją, ż e tak zareagował.

- Zwykle mieszkam z siostrą, ale dziś bę dę sama.

- O, rety! Nie mogę się doczekać.

Wiedział a już, ż e lubił wystawne ż ycie. W jaki jeszcze sposó b mogł a sprawić mu

przyjemnoś ć?

- Każ emy sobie przynieś ć jajecznicę i szampana.

- Chę tnie został bym tam na stał e.

To pozwolił o jej wró cić do rzeczywistoś ci.

- Za kilka dni rodzice przeprowadzą się do domu dziadkó w w Connecticut. Bę dę

musiał a znaleź ć coś dla siebie.

- Bę dziemy szukać razem. Moż e uda nam się wynają ć mieszkania w tym samym

budynku?

- Naprawdę? - Był oby wspaniale! Mieszkaliby w tym samym domu... Dokł adnie tego

pragnę ł a. Obawiał a się, ż e Harry pó jdzie od razu na cał oś ć i poprosi ją o rę kę albo ż e zniknie i

już nigdy się nie zobaczą, to zaś rozwią zanie był o wrę cz idealne: mogł aby mieszkać blisko

niego i poznać go bliż ej, nie podejmują c ż adnych pochopnych zobowią zań. Mieliby ró wnież

mnó stwo okazji, ż eby ze sobą sypiać. Istniał jednak pewien problem.

- Jeś li dostanę pracę u Nancy Lenehan, bę dę mieszkał a w Bostonie.

- W takim razie ja też tam pojadę.

Nie wierzył a wł asnym uszom.

- Naprawdę zrobił byś to?

- Czemu nie? Ró wnie dobre miejsce jak każ de inne. A gdzie to wł aś ciwie jest?

- W Nowej Anglii.

- To coś przypominają cego starą Anglię?

- Sł yszał am, ż e roi się tam od snobó w.

- W takim razie bę dziemy się czuć jak w domu.

- Jak myś lisz, jakie mieszkania wynajmiemy? - zapytał a z przyjemnym dreszczykiem

emocji. - To znaczy, ilopokojowe, i w ogó le...

Harry uś miechną ł się.

- Na począ tku bę dzie cię stać na jeden pokó j, a i to z najwyż szym trudem. Nie bę dzie

w niczym przypominał angielskich apartamentó w - jedno okno, brudne ś ciany i tanie meble.

Przy odrobinie szczę ś cia zał atwisz sobie jednopalnikową elektryczną kuchenkę, ż eby

podgrzać kawę albo zagotować wodę. Ł azienka bę dzie w korytarzu, wspó lna dla wszystkich

mieszkań có w pię tra.

- A kuchnia?

Pokrę cił gł ową.

- Nie bę dzie cię stać na kuchnię. Jedyny ciepł y posił ek, jaki uda ci się zjeś ć w cią gu

dnia, to lunch w jakimś tanim barze. Po powrocie do domu co najwyż ej napijesz się herbaty

albo ukroisz sobie kawał ek ciasta.

Wiedział a, ż e Harry pró buje przygotować ją na spotkanie z tym, co uważ ał za

nieprzyjemną rzeczywistoś ć, ale jej wszystko, o czym mó wił, wydawał o się niezwykle

romantyczne. Bę dzie mogł a sama parzyć sobie herbatę, kiedy tylko przyjdzie jej na to ochota,

we wł asnym mał ym pokoiku, nie sł yszą c pouczeń rodzicó w ani utyskiwania sł uż by... Nie

mogł a sobie wyobrazić nic wspanialszego.

- Czy wł aś ciciele mieszkań mieszkają w tym samym domu?

- Czasem. Dobrze, jeś li tak jest, bo wtedy przynajmniej dbają o czystoś ć, choć z drugiej

strony czę sto pró bują wtykać nos w twoje prywatne sprawy. Jeś li mieszkają gdzieś indziej,

dom zwykle popada w ruinę: ze ś cian odł azi farba, nie dział a kanalizacja, z sufitu kapie woda.

Margaret zdawał a sobie sprawę, ż e musi jeszcze nauczyć się mnó stwa rzeczy, ale nic

z tego, co mó wił Harry, nie był o w stanie jej zniechę cić. Nim zdoł ał a zadać mu kolejne pytania,

ł ó dź przywiozł a zał ogę i pasaż eró w, któ rzy zdecydowali się na spacer po stał ym lą dzie. W tej

samej chwili z ł azienki wró cił a jej matka, blada i niezwykle pię kna. Cudowny nastró j ulotnił się

bez ś ladu. Margaret przypomniał a sobie niedawną rozmowę z matką i zrozumiał a, ż e

uciekają c z Harrym bę dzie doznawał a mieszanych uczuć radoś ci i bó lu.

Zwykle nie jadał a duż o na ś niadanie, lecz dziś był a gł odna jak wilk.

- Mam ochotę na jajecznicę na bekonie - powiedział a. - Na cał e mnó stwo jajecznicy,

jeś li mam być szczera.

Przechwyciwszy spojrzenie Harry'ego uś wiadomił a sobie, iż jest gł odna dlatego, ż e

kochał a się z nim przez cał ą noc. Stł umił a uś miech cisną cy się jej na wargi. Harry chyba

odczytał jej myś li, gdyż poś piesznie odwró cił wzrok.

Kilka minut pó ź niej samolot wzbił się w powietrze. Mimo ż e przeż ywał a start już po raz

trzeci, wcią ż odczuwał a przyjemne podniecenie. Tylko strach znikną ł bez ś ladu.

Rozpamię tywał a to, co usł yszał a od Harry'ego. Chciał pojechać z nią do Bostonu!

Mimo ż e był taki przystojny i czarują cy, i zapewne miał mnó stwo przygó d z ró ż nymi

dziewczę tami, zainteresował się nią w szczegó lny sposó b. Wydarzenia potoczył y się nader

szybko, lecz on zachował się bardzo rozsą dnie, nie zasypują c jej obietnicami bez pokrycia,

tylko deklarują c chę ć zrobienia wszystkiego, by mó c z nią pozostać.

Jego deklaracja sprawił a, ż e Margaret pozbył a się resztek wą tpliwoś ci. Do tej pory nie

pozwalał a sobie na ż adne marzenia dotyczą ce wspó lnego ż ycia z Harrym, ale teraz nabrał a

do niego cał kowitego zaufania. Był a pewna, ż e uda jej się zdobyć wszystko, czego pragnę ł a:

wolnoś ć, niezależ noś ć i mił oś ć.

Jak tylko maszyna wyró wnał a lot, pasaż erowie zostali zaproszeni do saloniku, gdzie

czekał przygotowany bufet. Cał a rodzina Oxenford wzię ł a sobie truskawki z bitą ś mietaną, z

wyją tkiem Percy'ego, któ ry wolał pł atki kukurydziane. Ojciec zaż yczył sobie dodatkowo

szampana, Margaret zaś nał oż ył a na talerz kilka grzanek z masł em.

Miał a już wró cić do kabiny, kiedy poczuł a na sobie spojrzenie Nancy Lenehan

stawiają cej na tacy talerz gorą cej owsianki. Nancy jak zwykle wyglą dał a czysto i ś wież o;

zamiast szarej jedwabnej bluzki miał a teraz granatową. Dał a dziewczynie znak, by się zbliż ył a,

po czym powiedział a przyciszonym gł osem:

- Otrzymał am bardzo waż ny telefon. Wiem już, ż e zwycię ż ę w dzisiejszym gł osowaniu.

Masz u mnie pracę.

- Och, dzię kuję! - odparł a z zachwytem Margaret.

Nancy podał a jej wizytó wkę.

- Zadzwoń do mnie, kiedy bę dziesz gotowa.

- Oczywiś cie! Zadzwonię najdalej za kilka dni. Jeszcze raz ogromnie dzię kuję!

Nancy przył oż ył a palec do ust i mrugnę ł a konspiracyjnie.

Margaret wró cił a do kabiny we wspaniał ym nastroju. Miał a nadzieję, ż e ojciec nie

zauważ ył, jak brał a od Nancy wizytó wkę. Wolał a, ż eby nie zadawał jej pytań. Na szczę ś cie był

tak zaję ty swoim talerzem, ż e nie zwracał uwagi na nic, co dział o się wokó ł niego.

Jednak zają wszy się jedzeniem uś wiadomił a sobie, ż e prę dzej czy pó ź niej bę dzie

musiał a powiedzieć mu o wszystkim. Matka bł agał a ją, by unikał a konfrontacji, lecz Margaret

nie mogł a speł nić jej proś by. Poprzednim razem pró bował a wymkną ć się po cichu, ale nie

udał o jej się. Teraz oznajmi o swojej decyzji gł oś no i wyraź nie, tak by wszyscy sł yszeli. Nie

bę dzie ż adnej tajemnicy, nie da mu pretekstu do zawiadomienia policji. Tyran musi zrozumieć,

ż e jego có rka ma gdzie się podziać i moż e zwró cić się o pomoc do przyjació ł.

Najlepszym miejscem do rozegrania decydują cej bitwy był samolot. Elizabeth stoczył a

swoją w pocią gu i wygrał a, gdyż ojciec musiał się liczyć z obecnoś cią ludzi. Pó ź niej, w zaciszu

hotelowego pokoju, moż e robić, co mu się ż ywnie podoba.

Kiedy powinna mu powiedzieć? Raczej wcześ niej niż pó ź niej; w najlepszym nastroju

bę dzie zaraz po ś niadaniu, najedzony i opity szampanem. W cią gu dnia, po kilku drinkach lub

kieliszkach wina, stawał się zwykle bardziej poirytowany.

- Idę po dokł adkę pł atkó w - oznajmił Percy, podnoszą c się z miejsca.

- Siadaj - polecił mu ojciec. - Zaraz przyniosą bekon. Już ci wystarczy tych ś mieci.

Z jakiegoś powodu był zdecydowanym przeciwnikiem pł atkó w kukurydzianych.

- Jestem gł odny - odparł Percy i, ku zaskoczeniu Margaret, wyszedł z kabiny.

Ojciec oniemiał z zaskoczenia. Percy jeszcze nigdy nie przeciwstawił mu się tak

otwarcie. Lady Oxenford wpatrywał a się w mę ż a szeroko otwartymi oczami. Wszyscy czekali

na powró t Percy'ego, któ ry wreszcie zjawił się z talerzem peł nym pł atkó w, usiadł w fotelu i

zaczą ł jeś ć.

- Zakazał em ci brać to ś wiń stwo - powiedział ojciec.

- To mó j ż oł ą dek, nie twó j - odparł Percy, nie przerywają c jedzenia.

Oxenford uczynił gest, jakby miał zamiar podnieś ć się z miejsca, lecz w tej samej chwili

do kabiny wszedł Nicky i wrę czył mu tacę z kieł baskami, podsmaż anym bekonem i sadzonymi

jajkami. Przez sekundę lub dwie Margaret był a niemal pewna, ż e ojciec ciś nie talerzem w

Percy'ego, ale okazał o się, ż e on takż e był gł odny.

- Proszę przynieś ć trochę angielskiej musztardy - warkną ł, biorą c do rę ki nó ż i widelec.

- Przykro mi, ale nie mamy musztardy, proszę pana.

- Nie macie musztardy? - rykną ł z wś ciekł oś cią lord Oxenford. - Jak mam jeś ć kieł baski

i bekon bez musztardy?

Nicky sprawiał wraż enie cię ż ko przestraszonego.

- Bardzo pana przepraszam, ale do tej pory nikt nigdy nie ż yczył sobie musztardy.

Dopilnuję, ż eby był a na pokł adzie w czasie nastę pnego lotu.

- Chyba niewiele mi z tego przyjdzie, prawda?

- Obawiam się, ż e ma pan rację.

Ojciec burkną ł jeszcze coś pod nosem i zabrał się do jedzenia. Wył adował gniew na

stewardzie, zostawiają c Percy'ego w spokoju. Margaret nie posiadał a się ze zdumienia;

widział a coś takiego po raz pierwszy w ż yciu.

Ona takż e zaję ł a się z zapał em swoją porcją. Czyż by ojciec wreszcie zaczą ł odrobinę

mię kną ć? Być moż e fiasko jego politycznych ambicji, wybuch wojny, przymusowe wygnanie i

bunt starszej có rki doprowadził y do zmiany jego nieprzejednanej postawy?

Był a to chyba najlepsza chwila, by mu o wszystkim powiedzieć.

Dokoń czył a ś niadanie, po czym zaczekał a, aż inni takż e skoń czą jeś ć. Potem czekał a,

aż steward zabierze talerze i przyniesie ojcu kawę. A potem nie miał a już na co czekać.

Przesunę ł a się na ś rodek otomany bliż ej matki i niemal dokł adnie naprzeciwko ojca,

wzię ł a gł ę boki oddech, po czym zaczę ł a:

- Muszę ci coś powiedzieć, ojcze. Mam nadzieję, ż e nie bę dziesz się gniewał.

- Och, nie... - ję knę ł a lady Oxenford.

- O co znowu chodzi? - zapytał ojciec.

- Mam już dziewię tnaś cie lat, a nie przepracował am jeszcze uczciwie nawet jednego

dnia w ż yciu. Najwyż sza pora, ż eby to się zmienił o.

- Dlaczego, na litoś ć boską? - szepnę ł a rozpaczliwie matka.

- Dlatego, ż e chcę być niezależ na.

- W fabrykach i biurach pracują miliony dziewczą t, któ re oddał yby wszystko, ż eby tylko

znaleź ć się na twoim miejscu!

- Wiem o tym, mamo. - Wiedział a ró wnież o tym, ż e matka podję ł a dyskusję wył ą cznie

po to, by nie dopuś cić ojca do gł osu. Na razie udał o jej się, ale z pewnoś cią nie na dł ugo.

Ku jej zaskoczeniu matka niemal natychmiast skapitulował a.

- Có ż, jeś li tak bardzo się przy tym upierasz, to myś lę, ż e twó j dziadek znajdzie ci

pracę u kogoś, kogo zna i...

- Zał atwił am już sobie posadę.

Lady Oxenford nie wierzył a wł asnym uszom.

- W Ameryce? W jaki sposó b?

Margaret uznał a, ż e rozsą dniej bę dzie nie wspominać o Nancy Lenehan; kto wie, czy

rodzice nie zdoł aliby jej przekonać, by cofnę ł a swoją obietnicę.

- Wszystko jest już ustalone - odparł a wymijają co.

- Co to za posada?

- Asystentka w dziale sprzedaż y fabryki obuwniczej.

- Dziewczyno, nie bą dź ś mieszna!

Margaret zacisnę ł a wargi. Dlaczego matka zawsze musi traktować ją w taki pogardliwy

sposó b?

- Wcale nie jestem ś mieszna. Wrę cz przeciwnie: jestem z siebie dumna. Znalazł am

samodzielnie pracę, bez pomocy ojca czy dziadka, wył ą cznie dzię ki wł asnej zaradnoś ci. -

Moż e nie był o to do koń ca prawdą, ale Margaret poczuł a się zepchnię ta do defensywy, wię c

korzystał a z wszystkich argumentó w, jakie przyszł y jej na myś l.

- Gdzie jest ta fabryka? - pytał a dalej matka.

Nie zdą ż ył a odpowiedzieć, gdyż po raz pierwszy od począ tku rozmowy gł os zabrał

ojciec.

- Ona nie moż e pracować w ż adnej fabryce, przecież to oczywiste.

- Nie bę dę pracować w fabryce, tylko w biurze - wyjaś nił a Margaret. - W Bostonie.

- To przesą dza sprawę - stwierdził a matka. - Przeprowadzamy się do Stamford, nie do

Bostonu.

- Wł aś nie ż e nie, mamo. Ja bę dę mieszkał a w Bostonie.

Matka otworzył a już usta, by coś odpowiedzieć, ale zaraz je zamknę ł a, gdyż wreszcie

dotarł o do niej, ż e oto stanę ł a wobec problemu, nad któ rym nie da się ł atwo przejś ć do

porzą dku dziennego. Zastanowił a się przez chwilę, po czym zapytał a:

- Co wł aś ciwie chcesz nam powiedzieć?

- To, ż e pojadę sama do Bostonu, wynajmę mieszkanie i pó jdę do pracy.

- Nigdy nie sł yszał am o czymś ró wnie niemą drym!

- Nie staraj się być taka zjadliwa! - prychnę ł a Margaret. Matka skrzywił a się boleś nie i

dziewczyna natychmiast poż ał ował a swego tonu. - Chcę po prostu robić to, co robi wię kszoś ć

dziewczą t w moim wieku - dodał a znacznie spokojniej.

- Wię kszoś ć dziewczą t w twoim wieku, zgoda, ale nie z twojej klasy społ ecznej.

- Dlaczego uważ asz, ż e to stanowi jaką ś ró ż nicę?

- Dlatego, ż e nie widzę najmniejszego sensu w tym, byś wykonywał a jaką ś idiotyczną

pracę za pię ć dolaró w tygodniowo mieszkają c w apartamencie, któ ry twego ojca bę dzie

kosztował sto dolaró w miesię cznie!

- Wcale nie chcę, ż eby ojciec pł acił za moje mieszkanie.

- W takim razie jak dasz sobie radę?

- Już wam powiedział am: wynajmę sobie pokó j.

- W jakiejś obskurnej norze! Po co, jeś li moż na wiedzieć?

- Bę dę odkł adać pienią dze na bilet, a potem wró cę do Anglii i wstą pię do Pomocniczej

Obrony Terytorialnej.

- Nie masz poję cia, o czym mó wisz - odezwał się ponownie ojciec.

- O czym nie mam poję cia, ojcze? - zapytał a z przeką sem Margaret.

Matka usił ował a jej przerwać.

- Proszę, nie...

Margaret nie zwró cił a na nią najmniejszej uwagi.

- Wiem, ż e bę dę musiał a wykonywać ró ż ne polecenia, podawać kawę i rozmawiać z

klientami przez telefon. Wiem, ż e zamieszkam w jednym pokoju wyposaż onym w gazową albo

elektryczną kuchenkę i ż e wraz z innymi lokatorami bę dę korzystał a z tej samej ł azienki.

Wiem, ż e nie spodoba mi się bycie biedną, ale za to na pewno pokocham wolnoś ć.

- O niczym nie wiesz - powtó rzył z pogardą. - Wolnoś ć? Bę dziesz ró wnie wolna jak

kró lik na wybiegu. Powiem ci coś, czego nikt nigdy ci nie mó wił, moja panno: jesteś

rozpieszczona i zepsuta. Nigdy nie chodził aś do szkoł y...

Ta jawna niesprawiedliwoś ć spowodował a, ż e do jej oczu nabiegł y ł zy.

- Chciał am pó jś ć do szkoł y! - wykrzyknę ł a. - To wy mi nie pozwoliliś cie!

Zignorował jej wybuch.

- Prano ci ubranie, podawano do ł ó ż ka jedzenie, woż ono samochodem wszę dzie,

gdzie tylko zapragnę ł aś, odwiedzał y cię dzieci, z któ rymi chciał aś się bawić, ale ty nawet przez

chwilę nie zastanowił aś się, ską d się to wszystko bierze.

- Nieprawda!

- A teraz chcesz się uniezależ nić. Przecież nawet nie wiesz, ile kosztuje bochenek

chleba. Mam rację?

- Wkró tce się dowiem...

- Nie wiesz, jak prać bieliznę. Nigdy w ż yciu nie jechał aś autobusem. Nigdy nie spał aś

w domu zupeł nie sama. Nie wiesz, jak nastawić budzik, zastawić puł apkę na myszy, nie

potrafisz zmywać naczyń ani ugotować jajka... Umiesz ugotować jajko? Powiedz mi, umiesz?

- Nawet jeś li nie, to czyja to wina?

- Jaki bę dzie z ciebie poż ytek w biurze? - cią gną ł lord Oxenford z twarzą wykrzywioną

grymasem gniewu i pogardy. - Przecież nawet nie wiesz, jak zaparzyć herbatę, ani nie

widział aś na oczy segregatora. Nigdy nie musiał aś siedzieć w jednym miejscu od dziewią tej

rano do pią tej po poł udniu. Szybko ci się to znudzi. Nie wytrzymasz nawet tygodnia.

Najgorsze w tym wszystkim był o to, ż e mó wił o sprawach, któ re jej takż e nie dawał y

spokoju. W gł ę bi duszy dopuszczał a moż liwoś ć, ż e ojciec ma rację; moż e rzeczywiś cie nie da

sobie rady i po tygodniu wyrzucą ją z pracy? Jego bezlitosny gł os niszczył jej marzenie tak

samo, jak morskie fale niszczą zamek z piasku. Nie wytrzymał a i rozpł akał a się otwarcie,

pozwalają c, by ł zy pł ynę ł y jedna za drugą po jej policzkach.

- Myś lę, ż e już chyba wystarczy... - pró bował wtrą cić się Harry.

- Niech mó wi dalej - zaszlochał a. Tym razem Harry nie mó gł jej nic pomó c. To był a

sprawa tylko mię dzy nią a ojcem.

Lord Oxenford kontynuował przemowę, czerwony na twarzy, podkreś lają c kiwaniem

wskazują cego palca wypowiadane coraz donoś niejszym gł osem sł owa.

- Boston to nie angielska wioska. Tutaj ludzie nie pomagają sobie nawzajem. Jeś li

zachorujesz, zostaniesz otruta przez niedouczonych lekarzy. Jeś li wyjdziesz na ulicę, zgwał cą

cię Murzyni, jeś li bę dziesz chciał a wynają ć mieszkanie, ż ydowscy kamienicznicy zedrą z

ciebie skó rę. A co się tyczy twoich planó w wstą pienia do armii, to...

- Mnó stwo dziewczą t wstą pił o do wojska - wpadł a mu w sł owo Margaret, lecz jej gł os

był niewiele lepiej sł yszalny od sł abego szeptu.

- Nie takich jak ty. Twardych dziewczą t, przyzwyczajonych do codziennego wczesnego

wstawania i szorowania podł ó g, nie zaś rozpieszczonych arystokratek. Niech Bó g broni, ż ebyś

znalazł a się w obliczu jakiegoś niebezpieczeń stwa! Natychmiast zaczę ł abyś się trzą ś ć jak

galareta.

Margaret przypomniał a sobie, jak przeraż ona i bezradna był a na pogrą ż onych w

ciemnoś ci ulicach Londynu, i na jej twarzy wykwitł rumieniec wstydu. Ale to przecież wcale nie

oznaczał o, ż e bę dzie taka do koń ca ż ycia. Ojciec zrobił wszystko, by uczynić ją bezradną i

uzależ nioną, lecz ona twardo postanowił a, ż e stanie na wł asnych nogach. Nie uda mu się

odwieś ć jej od tego zamiaru.

Wymierzył w nią wskazują cy palec i wybał uszył oczy tak bardzo, iż wydawał o się, ż e za

chwilę wyskoczą mu z orbit.

- Nie wytrzymasz tygodnia w biurze, ale w wojsku nie wytrzymał abyś nawet jednego

dnia - wycedził ze zł oś liwą satysfakcją. - Jesteś zbyt mię kka.

Rozparł się wygodnie w fotelu, sprawiają c wraż enie bardzo zadowolonego z siebie.

Harry wstał ze swego miejsca i usiadł obok Margaret, po czym wyją ł z kieszeni czystą






© 2023 :: MyLektsii.ru :: Мои Лекции
Все материалы представленные на сайте исключительно с целью ознакомления читателями и не преследуют коммерческих целей или нарушение авторских прав.
Копирование текстов разрешено только с указанием индексируемой ссылки на источник.