Студопедия

Главная страница Случайная страница

Разделы сайта

АвтомобилиАстрономияБиологияГеографияДом и садДругие языкиДругоеИнформатикаИсторияКультураЛитератураЛогикаМатематикаМедицинаМеталлургияМеханикаОбразованиеОхрана трудаПедагогикаПолитикаПравоПсихологияРелигияРиторикаСоциологияСпортСтроительствоТехнологияТуризмФизикаФилософияФинансыХимияЧерчениеЭкологияЭкономикаЭлектроника






Dodatek






KOMENTARZ DO TEKSTU " WYPRAWA DO EREBORU"

Trudno rozplatać wszystkie zawił oś ci zwią zane z tym tekstem. Najwcześ niejsza wersja, chociaż został a ukoń czona, to jednak ma postać nie dopracowanego, mocno pokreś lonego rę kopisu, dalej zwanego przeze mnie wersją A. Nosi tytuł Historia kontaktó w Gandalfa z Thrainem i Thorinem Dę bową Tarczą. Z tego uczyniony został nastę pnie maszynopis (wersja B), w znacznym stopniu zmieniony, chociaż w wię kszoś ci był y to stosunkowo mał o istotne poprawki. Zatytuł owany został Poszukiwania w Ereborze, niż ej zaś widnieje podtytuł Relacja Gandalfa wyjaś niają cego genezę wyprawy do Ereboru i przyczyny wysiania Bilba z krasnoludami. Poniż ej zacytował em kilka obszernych fragmentó w z tego tekstu.

Opró cz wersji A i B istnieje jeszcze jeden rę kopis, bez tytuł u. Choć opisuje on tę samą historię, czyni to jednak w sposó b bardziej " ekonomiczny", skró towy, omijają c wiele spraw poruszanych w pierwszej wersji i dodają c kilka nowych elementó w, jednocześ nie też (gł ó wnie pod koniec) cytują c oryginalny tekst Jestem niemal pewny, ż e wersja C powstał a pó ź niej niż B i to wł aś nie wersję C przytoczył em powyż ej, pomimo ż e począ tkowa czę ś ć rę kopisu najwyraź niej zaginę ł a (fragment osadzają cy rozmowę w Minas Tirith).

Pierwszy akapit wersji B (podanej poniż ej) jest niemal identyczny z fragmentem pomieszczonym w Dodatku A do Wł adcy Pierś cieni (Powró t Kró la, str. 468) i bez wą tpienia nawią zuje do historii Thró ra i Thraina przedstawionej w Dodatku nieco wcześ niej; podczas gdy zakoń czenie Wyprawy do Ereboru zawiera prawie te same kwestie, tutaj wygł oszone przez Gandalfa (do Froda i Gimlego w Minas Tirith), któ re pojawiają się w Dodatku A (op. cit., str 470-471). Jeś li wzią ć jeszcze pod uwagę cytowany we wstę pnej notce [na począ tku ksią ż ki] list, jasnym się staje, ż e Wyprawa do Ereboru powstał a pierwotnie jako fragment podrozdział u Plemię Durina i miał a się znaleź ć w Dodatku A do Wł adcy Pierś cieni.

WYJĄ TKI Z WCZEŚ NIEJSZEJ WERSJI

Maszynopis wersji B zaczyna się nastę pują co *:

* W tych dwó ch akapitach fragmenty identyczne z tekstem pomieszczonym we Wł adcy Pierś cieni (Powró t Kró la, itr. 461) został y zaczerpnię te z tamtego ź ró dł a i wyró ż nione cudzysł owami (przyp. tł um.).

" Tak wię c spadkobiercą Durina został Thorin, lecz nie dostał a mu się w spadku nadzieja". Podczas napaś ci na Erebor był zbyt mł ody, by nosić bron, ale podczas bitwy w Azanulbizarze stawał w pierwszych szeregach atakują cych. " Miał dziewię ć dziesią t" pię ć " lat, gdy zginał Thrain, był krasnoludem wspaniał ej i dumnej postawy". Nie miał Pierś cienia i (być moż e dlatego wł aś nie) " nie rwał się, by opuś cić Eriador. Pracował tan od dawna", zdobywają c niejaki mają tek; " plemię jego rozrosł o się, bo liczni tuł ają cy się krasnoludowie przybywali, znę ceni wieś cią o nowej siedzibie zał oż onej na wschodzie. W gó rach pobudowali pię kne podziemne sale, skł ady zapeł nił y się wyrobami krasnoludzkiej sztuki, ż ycie pł ynę ł o znoś nie, chociaż pieś ni wcią ż przypominał y o straconej, dalekiej Samotnej Gó rze", o skarbach i o jasnoś ci Wielkiej Sali ską panej w blasku Arcyklejnotu.

" Mijał y lata". Ogień serca Thorina " z czasem rozpalał się coraz ż ywiej, gdy kró l rozpamię tywał krzywdy swego rodu i obowią zek zemsty na Smoku, przekazany w dziedzictwie przez ojca. Cię ż ki mł ot dzwonił wytrwale w kuź ni, a Thorin pracują c myś lał o broni, o zbrojach, o sojuszach. Annie był y jednak rozproszone, sojusze zerwane, a we wł asnym plemieniu niewiele mó gł zliczyć bojowych toporó w. Toteż straszny gniew, nie ostudzony nadzieją, palił jego serce, gdy Thorin kuł czerwone ż elazo na kowadle".

Gandalf nie odegrał, jak dotą d, ż adnej roli w dziejach durinowego plemienia. Niewiele ł ą czył o go z krasnoludami, chociaż przyjaź nie odnosił się do wszystkich istot o dobrej woli i podobał y mu się siedziby krasnoludzkich wygnań có w na Zachodzie. Przypadek zrzą dził kiedyś wszakż e, ż e podró ż ują c przez Eriador (zmierzał wó wczas do Shire'u, 'gdzie nie był od paru ł adnych lat), spotkał pewnego dnia Thorina Dę bową Tarczę i pogadali wó wczas trochę na drodze, a potem zatrzymali się na noc w Bree.

Rano Thorin tak rzekł do Gandalfa:

- Wiele spraw zaprzą ta mi gł owę, a powiadają, ż e mą dry jesteś i wiesz wię cej niż rzesze tych, co chodzą po ś wiecie. Czy zechcesz pó jś ć ze mną do mego domostwa, by wysł uchać mnie i udzielić rady?

Gandalf przystał na to, a przybywszy do jaskiń Thorina, zasiadł wraz z gospodarzem, któ ry przedstawił dł ugą opowieś ć o swych niedolach.

Wiele waż kich czynó w i zdarzeń był o skutkiem owego spotkania. Dzię ki niemu wł aś nie odnaleziono Jedyny Pierś cień, któ ry zawę drował nastę pnie do Shire'u, stą d też wynikł wybó r powiernika. Wielu przypuszczał o potem, ż e Gandalf przewidział te wypadki i ze starannie wybrał czas spotkania z Thorinem. My jednak sadzimy inaczej, bowiem w swej relacji z Wojny o Pierś cień powiernik Frodo zapisał sł owa Gandalfa, któ ry wypowiedział się na ten temat. Oto co utrwalił:

Zamiast sł ó w; " Oto co utrwalili w najwcześ niejszej wersji A pojawia się zapisek; " Fragment ten został usunię ty z opowieś ci, ponieważ zdawał się nazbyt dł ugi, jednak teraz wstawiamy tu wię kszą jego czę ś ć ".

Po koronacji zamieszkaliś my wraz z Gandalfem w pię knym domu w Minas Tirith. Gandalf był bardzo rozradowany i chociaż zasypywaliś my go pytaniami o wszystko, co tylko przyszł o nam do gł owy, to pokł ady zaró wno jego cierpliwoś ci, jak i wiedzy okazał y się niewyczerpane. Me potrafię już odtworzyć wię kszoś ci z tego, co nam opowiedział, czę sto też nie rozumieliś my jego relacji. Tę rozmowę wszakż e pamię tam bardzo dobrze. Był wtedy z nami Gimli. W pewnej chwili krasnolud rzekł do Peregrina:

- Jedno jeszcze muszę zrobić w najbliż szym czasie: zajrzeć do waszego Shire'u*. Nie ż eby zaznajomić się z wię kszą liczbą hobbitó w! Wą tpię, bym mó gł dzię ki nim poznać was lepiej niż dotychczas. Ale ż aden krasnolud z Rodu Durina nie powinien pozostać oboję tny wobec owej krainy. Czyż nie tam wł aś nie zaczę ł y się wszystkie wypadki, któ re doprowadził y do odrodzenia wł adzy Kró lestwa Pod Gó rą i zagł ady Smauga? Nie mó wią c już o zniszczeniu Barad-duru, chociaż dziwnym wydaje się zwią zek obu tych spraw. Dziwne to, zaiste nader dziwne - mrukną ł i umilkł na chwilę.

• Gimli musiał już raz przynajmniej przejś ć przez Shire, a to podczas podró ż y ze swego o rodzinnego domostwa w Gó rach Bł ę kitnych.

Potem, patrzą c znaczą co na Gandalfa, pocią gną ł dalej:

- Ale któ ż te sprawy powią zał? Chyba nigdy dotą d o tym nie myś lał em w ten sposó b. Czy zaplanował eś to wszystko, Gandalfie? Jeś li

nie, to czemu zawiodł eś Thorina Dę bową Tarczę w tak dziwne dlań miejsce? Czy nie zamierzył eś sobie, by odnaleź ć Pierś cień, a nastę pnie ukryć go daleko na Zachodzie i wybrać powiernika? A przy okazji* od niechcenia, odrodzić Kró lestwo Pod Gó rą. Czy nie taki był twó j zamysł?

Gandalf nie od razu odpowiedział. Wstał, popatrzył przez okno ku zachodowi, w kierunku morza. Sł oń ce już zachodził o, kapią c w pozł ocie jego twarz. Przez dł uż szą chwilę stał tak, milczą c. W koń cu odwró cił się do Gimlego i odparł:

- Nie znam odpowiedzi. Zmienił em się już od tamtych dni, kiedy to uginał em się pod brzemieniem troski o Ś ró dziemie. Wó wczas powiedział bym ci to samo, co wiosną zeszł ego roku usł yszał ode mnie Frodo. Niedawno, ledwie zeszł ego roku! Ale zwykł a miara lat tu zawodzi. W tych zamierzchł ych czasach pewien mał y i przeraż ony hobbit dowiedział się, ż e Bilbo miał znaleź ć Pierś cień, ze skoro pisane był o to jemu, a nie twó rcy Pierś cienia, to i Frodo winien zostać powiernikiem. Mogł em dodać jeszcze: moim zaś zadaniem był o doprowadzić do jednego i drugiego.

Budzą c się do nowej rzeczywistoś ci tylko z takich ś rodkó w korzystał em, jakich uż ywać mi dozwolono, i czynił em, co mogł em, zgodnie z najlepszą, dostę pną mi wiedzą. Jednak co w gł ę bi serca czuł em, czy co wiedział em, nim jeszcze zstą pił em na te szare brzegi, to już zupeł nie inna sprawa. Oló rin, tak mnie zwano na Zachodzie, wymazany jest już z pamię ci. Tylko ci, któ rzy tam zostali, usł yszą wszystko do koń ca.

W wersji A zdanie to brzmi: " Tylko ci, któ rzy tam zostali (lubo ci, któ rzy, być moż e, wró cą tam razem ze mną), usł yszą wszystko do koń ca".

Potem powiedział em:

- Teraz rozumiem cię trochę lepiej, Gandalfie. Chociaż nadal przypuszczam, ż e niezależ nie od tego, co komu był o pisane, Bilbo mó gł odmó wić powrotu do domu, podobnie jak i ja mogł em odmó wić przyję cia na siebie brzemienia. Nie powinieneś, a nawet nie wolno ci był o pró bować zmuszać nas do czegokolwiek. Wcią ż jednak zastanawiam się, czemu wł aś ciwie siwowł osy starzec, któ rego udawał eś, postą pił tak, jak postą pił.

Gandalf wyjaś nia im nastę pnie wą tpliwoś ci, jakie targał y nim wó wczas, gdy zastanawiał się nad pierwszym posunię ciem Saurona; zdaje sprawę z niegdysiejszych obaw o bezpieczeń stwo Ló rien i Rivendell. W tej wersji, stwierdziwszy, ż e uderzenie na samego Saurona był o pilniejsze niż nawet zabicie Smauga, kontynuuje:

- I oto dlaczego, streszczają c sprawę, gdy tylko wyprawa wyruszył a, ja podą ż ył em namó wić Radę do uderzenia na Dol Guldur, zanim wyjdzie z twierdzy atak na Ló rien. Udał o się i Sauron umkną ł. Jednak wcią ż wyprzedzał nas o krok. Muszę przyznać, ż e są dził em, iż wycofa się, dają c nam czas jakiś czujnego wprawdzie, ale pokoju. Nie trwał o jednak dł ugo, a uczynił kolejny ruch. Raz jeszcze wró cił do Mordom i po dziesię ciu latach ogł osił swą obecnoś ć.

Mroki zgę stniał y, jednak nie tego dotyczył oryginalny plan Saurona i koniec koń có w okazał o się, ż e popeł nił bł ą d. Jego przeciwnicy mieli wcią ż gdzie szukać rady i pomocy, nadal bowiem istniał y miejsca wolne od Genia. Powiernik Pierś cienia nie wymkną ł by się Sauronowi, gdyby nie był o Ló rien i Rivendell. A są dzę, ż e oba te bastiony mogł yby upaś ć, gdyby Sauron najpierw rzucił wszystkie swoje sił y wł aś nie tam, miast posył ać ponad poł owę armii do ataku na Gondor.

Teraz znacie już motywy mego postę powania. Inną rzeczą jest wiedzieć, co należ y czynić, a mną wiedzieć, jak to uczynić. Zaczynał em się poważ nie martwić sytuacją tu Pó ł nocy, gdy pewnego dnia spotkał em Thorina Dę bową Tarczę. Zdarzył o się to chyba w poł owie marca roku 2941. Wysł uchał em jego opowieś ci i pomyś lał em: " Bą dź co bą dź mam tu wroga Smauga! I to takiego, któ remu warto pomó c. Muszę zrobić, co w mej mocy. Winienem wcześ niej pomyś leć o krasnoludach".

A potem pojawił de jeszcze ludek z Shire'u. Nosił em ich ciepł o w sercu od czasu Dł ugiej Zimy, któ rej nikt z was nie moż e pamię tać *. Naprawdę kiepsko był o wtedy z nimi, popadli w tarapaty jak rzadko. Najpierw umierali z zimna, a potem nadeszł y dni wielkiego gł odu. Przy tej okazji niejeden mó gł poznać ich wielki hart ducha i gotowoś ć, z jaką wspierali się wzajemnie. Przetrwali tylko dzię ki solidarnoś ci i nieskł onnej do narzekań wytrwał oś ci. Chciał em, by ż yli sobie dalej, ale widział em już, ż e prę dzej czy pó ź niej znó w przyjdzie zł y czas dla ziem na Zachodzie, chociaż inny tym razem: okrutna wojna. Uznał em, ż e aby przejś ć ten okres bezpiecznie, potrzebują czegoś wię cej niż do tej pory. Ale czego? Có ż, winni być nieco bardziej ciekawi, rozumieć wię cej z tego, co ich otaczał o, poznać swe miejsce w ś wiecie.

* W Dodatku A do Wł adcy Pierś cieni wspomina się o Dł ugiej Zimie, któ ra nawiedził a Rohan na przeł omie lat 2758/59; Kronika Kró lestw Zachodnich podaje, ż e wó wczas to " Gandalf spieszy z pomocą mieszkań com Shire'u" (Powró t Kró la, itr. 486).

Oni zaś zaczę li zapominać o począ tkach swego plemienia; gubili gdzieś legendy, tracili nawet tę odrobinę wiedzy o wielkim ś wiecie, któ rą niegdyś posiedli. Jeszcze nie wszystko przepadł o, ale pamię ć o tym, co wspaniał e i straszne, z każ dym dniem zanikał a. Nie da się jednak cał ego narodu szybko nauczyć takich rzeczy. Nie był o na to czasu, ale przecież zawsze trzeba od czegoś zaczą ć, od konkretnej osoby. Ś miem twierdzić, ż e ktoś taki został już wcześ niej " wybrany", ja wszakż e czuł em się powoł any, by wybierać, tak i zdecydował em się na Bilba.

- To wł aś nie chciał em wiedzieć - utracił Peregrin. - Czemu to zrobił eś?

- A jak ty wybierał byś hobbita stosownego do takiego zadania? - spytał Gandalf. - Nie zdoł ał em przyjrzeć się wszystkim, Shire jednak znał em wó wczas cał kiem dobrze, chociaż w chwili gdy spotkał em Thorina, dwadzieś cia lat już nie odwiedzał em tego zaką tka, zaję ty mniej mił ymi sercu sprawami. Naturalną koleją rzeczy, gdy wspomniał em znanych mi hobbitó w, powiedział em sobie: " Potrzebna mi domieszka.krwi Tukó w" (ale nie za wielka, moś ci Peregrinie) " i jeszcze solidna podstawa, powś cią gliwoś ci, moż e jakiś Baggins". To z miejsca skierował o moją uwagę na Bilba. Znał em go niegdyś nie najgorzej, o wiele lepiej niż on omie. Obserwował em Bilba prawie do jego dorosł oś ci. Lubił em go wtedy, a potem usł yszał em jeszcze, ze nijak się nie zwią zał - znó w wybiegam myś lą naprzó d, bo przecież o tym dowiedział em się dopiero, gdy zajrzał em do Shire'u. Pomyś lał em, ż e to dziwne, chociaż domyś lał em się przyczyn. Inni hobbici bł ę dnie uważ ali, ż e Bilbo nie oż enił się, ponieważ wcześ nie został cał kiem sam, wię c przywykł być panem wł asnego lotu. Ja przypuszczał em, ż e unika wią zania się z kimkolwiek z innych zgoł a, gł ę bszych powodó w, i ż e zapewne sam dobrze siebie nie rozumie. Albo i nie chciał rozumieć, gdyż bał się tych myś li. Ró wnocześ nie pragną ł zachować moż liwoś ć wyboru, aby pewnego dnia, gdy przytrafi się okazja i odwaga dopisze, wyruszyć w drogę. Pamię tał em Bilba - mł odzika zasypują cego mnie pytaniami o tych hobbitó w, któ rym zdarzał o się " wywę drować ", jak mawiano w Shirze.

Przynajmniej dwó ch jego wujkó w (ze strony Tukó w) tak wł aś nie uczynił o. Byli to: Hildifons Tuk, któ ry " wyruszył w podroż i nie wró cił ", oraz Isengar Tuk (najmł odszy z dwanaś ciorga dzieci Starego Tuka) - ten " podobno za mł odu ż eglował po morzu" (Powró t Kró la, str. 507: genealogia Tukó w z Wielkich Smajaló w).

Potem Gandalf przyją ł zaproszenie Thorina i ruszył z nim do Gó r Bł ę kitnych. Jak mó wi:

[...] po drodze przechodziliś my przez Shire, ale Thorin nie chciał zatrzymać się tam na doś ć dł ugo, by moż na był o z tego przystanku zrobić jakiś uż ytek. W rzeczy samej, są dzę, ż e to wł aś nie jego wyniosł a pogarda wobec hobbitó w po raz pierwszy podsunę ł a mi pomysł, by go z nimi skojarzyć. On wiedział jedynie, ż e to tylko rolnicy, wieś niacy pracują cy czasem na polach po obu stronach nader dawnej, krasnoludzkiej drogi wiodą cej w gó ry.

W tej wcześ niejszej wersji Gandalf opisuje szczegó ł owo, jak to po wizycie w Shirze wró cił do Thorina, by " podją ć trudne zadanie wybicia mu z gł owy przedsię wzię ć militarnych i skł onienia go do dział ań sekretnych - iż Bilbem". W pó ź niejszej wersy to jedno zdanie zastą pił o cał y poniż szy fragment:

W koń cu podją ł em decyzję i wró cił em do Thorina. Siedział akurat na naradzie z kilkoma pobratymcami. Byli tam Balin, Gló in i jeszcze inni.

- I co masz do powiedzenia? - spytał mnie Thorin, ledwo wszedł em.

- Po pierwsze tyle - odparł em - ż e choć kró lewskie zgoł a miewasz pomysł y, Thorinie Dę bowa Tarczo, to kró lestwo twoje już nie istnieje. Ż eby je odrodzić, chociaż wą tpię, czy to moż liwe, trzeba zaczą ć od rzeczy skromnych. Zastanawiam się, jak niby z tak daleka zdoł asz w peł ni ocenić ogrom i sił ę Smoka. Jednak to nie wszystko: jest jeszcze o wiek straszniejszy Cień, któ ry coraz szybciej ogarnia ś wiat. Jedno bę dzie wspierać drugie.

I tak też niewą tpliwie by się stał o, gdybyś my ró wnocześ nie nie zaatakowali Dol Gulduru.

- Otwarta wojna do niczego nas nie przywiedzie, zresztą wypowiedzenie jej leż y poza zasię giem twoich moż liwoś ci. Musisz spró bować czegoś prostszego i bardziej ś miał ego zarazem, dział ań zaiste desperackich.

- Niepokoisz nas tylko niejasnymi sł owy - rzekł Thorin. - Jaś niej, proszę.

- Có ż, przede wszystkim - powiedział em - lepiej, abyś wyruszył w tej potrzebie osobiś cie i w tajemnicy. Bez posł ań có w, heroldó w czy gromkich wyzwań, Thorinie Dę bowa Tarczo. Zabierzesz ze sobą co najwyż ej paru krewnych rab dzielnych towarzyszy. Bę dziesz wszakż e potrzebował jeszcze czegoś zaskakują cego.

- Co masz na myś li?

- Jedna chwila! Chcesz uporać się ze Smokiem, a ten jest obecnie nie tylko wielki, ale też wiekowy i bardzo przebiegł y. Od samego począ tku wyprawy brać musicie pod uwagę przede wszystkim jego pamię ć oraz wę ch.

- To oczywiste - stwierdził Thorin. - Krasnoludy z doś wiadczenia wię cej wiedzą o Smokach niż ktokolwiek inny, nie rozmawiasz z ignorantami.

- Owszem - odparł em - ale wydaje mi się, ż e widzę jednak lukę w twoich planach. Ja proponuję metodę bardziej zł odziejską. Dział anie ukradkiem *.

• W tym miejscu zdanie i rę kopisu A został o w miernej czę ś ci opuszczone, zapewne omył kowo, podczas przepł ywania na maszynie: " i tak, by unikną ć wywę szenia, przynajmniej pracz Smauga, wroga krasnoludó w". Moż ni to uznać za przypadkowy Mad, ponieważ Gandalf wspomina pó ź niej, iż Smaug nigdy nie miał okazji poznać zapachu hobbita.

Leż ą c na gó rze klejnotó w, Smok nigdy nie zapada w czarny sen. On ś ni. O krasnoludach! Moż esz spokojnie przyją ć, ż e co dzień i co noc sprawdza wszystkie zakamarki i nie pó jdzie wcześ niej na spoczynek, nim upewni się, ż e nigdzie nie ma najmniejszego siadu krasnoluda. A i sen jego jest czujny. Uszy ł owią każ dy dź wię k, a nade wszystko - odgł os krasnoludzkich krokó w.

- Wychodzi na to, ż e proponowane przez ciebie dział anie ukradkiem jest ró wnie trudne jak otwarty atak - skomentował Balin. - Wrę cz niewykonalne!

- Owszem, jest nieł atwe - odrzekł em - ale wykonalne, bo inaczej nie marnował bym z wami czasu. Powiedział bym tylko, ż e osobiś cie trudne zadanie wymaga nietypowego rozwią zania. Weź cie ze sobą hobbita! Smaug pewnie nigdy nie sł yszał o hobbitach, a na pewno już nigdy ż adnego nie wą chał.

- Co?! - krzykną ł Gló in. - Jednego z tych prostakó w z Shire'u? A jaki niby mielibyś my z niego poż ytek? Jakkolwiek bę dzie pachniał, nigdy nie odważ y się zbliż yć nawet do najmniejszego smoczka, kloty dopiero wykluł się z jaja! On nie da się pową chać i już!

- Chwilę, spokojnie! - powiedział em. - Jesteś cie niesprawiedliwi. Niewiele wiesz o mieszkań cach Shire'u, Gló inie. Przypuszczam, ż e uważ asz ich za prostaczkó w, ponieważ są szczodrzy i o nic się nie targują, masz ich za lę kliwych, bo ż aden nie kupił nigdy od ciebie ani sztuki broni. Mylisz się jednak. Jest pewien, któ rego upatrzył em sobie na twojego towarzysza, Thorinie. To mł odzieniec zrę czny, bystry i przebiegł y, lale roztropny. Poza tym jak na hobbita zapewne bardzo odważ ny. Oni bywają dzielni chociaż, moż na powiedzieć, tylko " z koniecznoś ci". Ż eby poznać wartoś ć hobbitó w, trzeba widzieć, jak zachowują się w naprawdę cię ż kiej chwili.

- Nie ma czasu na sprawdzanie - orzekł Thorin. - Z tego co wiem, to mają wielką wprawę w unikaniu wszelkich kł opotó w.

- Wł aś nie-powiedział em. - Są nader rozsą dni. Wszelako ton jeden hobbit jest raczej niezwykł y. Są dzę, ż e da się namó wić na odrobinę ryzyka. Chyba w gł ę bi serca pragnie poznać to, co sam okreś lił niegdyś jako " smak przygody".

- Nie moim kosztem! - krzykną ł Thorin, po czym wstał gniewnie i zaczą ł krą ż yć niespokojnie. - To nie rada, ale szyderstwo! Nie dostrzegam, jak niby dowolny hobbit, dobry czy zł y, mó gł by się przydać na tyle, by opł acić swymi usł ugami jednodniowe utrzymanie. Zał oż ywszy, ż e ruszył by się za pró g.

- Nie dostrzegasz! Raczej nie chcesz niczego dostrzegać - odparł em. - Hobbici bez trudu stą pają o wiele ciszej niż jakikolwiek krasnolud w oblicza najwię kszego nawet zagroż enia. Uważ am, ż e ż adna ś miertelna istota nie stawia stó p ró wnie bezgł oś nie. Chyba nigdy im się nie przyjrzał eś, Thorinie Dę bowa Tarczo, przechodzą c przez Shire z takim ł omotem (jak oni by powiedzieli), ż e sł ychać cię był o na mile wkoł o. Jeś li mó wię, ż e trzeba bę dzie się skradać, mam na myś li kogoś, kto naprawdę umie to robić.

- Profesjonalnego zł odzieja? - spytał podniesionym gł osem Balin, biorą c moją wypowiedź nieco zbyt dosł ownie. - Masz na myś li zaprawionego w penetracji poszukiwacza skarbó w? Istnieją jeszcze tacy?

Zawahał em się przez chwilę. To był o coś nowego, chociaż nie wiedział em, w jaki sposó b wykorzystać ten pomysł.

- Chyba tak - mrukną ł em w koń cu. - Za odpowiednią nagrodę pó jdą tam, gdzie wy się nie odważ ycie zapuś cić lubo gdzie nie moż ecie wejś ć, i przyniosą, co trzeba.

Oczy Thorina zalś nił y na wcią ż ż ywe wspomnienie utraconych skarbó w.

- Mó wisz o najemnym zł odzieju - rzekł z pogardą. - Propozycja warta rozważ enia, o ile nie zaż ą da zbyt wiele za usł ugę. Ale co to ma wspó lnego z owymi wieś niakami? Pijają z glinianych kufli, nie odró ż niają szkieł ka od klejnotu.

- Był bym wdzię czny, gdybyś nie wypowiadał się tak zdecydowanie o sprawach, na któ rych się me znasz - ucią ł em ostro. - Ci wieś niacy zamieszkują Shire od tysią ca czterystu lat i wiek się przez ten czas nauczyli. Już dziesię ć stuleci przed przybyciem Smauga do Ereboru oni handlowali z elfami i z krasnoludami. Ż aden z nich nie jest tak bogaty jak twoi ojcowie, ale w swych siedzibach mają rzeczy o wiele pię kniejsze niż te, któ rymi wy tutaj się cheł picie, Thorinie. Wspomniany przeze mnie hobbit posiada zł ote ozdoby i jada srebrnymi sztuć cami, a wino pija z rż nię tego kryształ u.

- Aha, wreszcie pojmuję aluzję. To zł odziej, nieprawdaż? Dlatego go polecasz?

Obawiam się, ż e w tym momencie stracił em cierpliwoś ć. Krasnoludy uważ ał y, ze nikt pró cz nich samych nie potrafi wytwarzać, czy gromadzić, niczego " wartoś ciowego". Jeś li natomiast ktoś obcy posiadał jakiekolwiek precjoza, to musiał te dobra kupić od krasnoludó w albo im je ukraś ć. Nie mogł em ś cierpieć takiego sposobu rozumowania.

- Có ż, owszem, jest zawodowym zł odziejem - odparł em ze ś miechem. - A jak niby inaczej hobbit dorobił by się srebrnej ł yż ki? Nakreś lę na jego drzwiach znak wł amywacza, po tym je poznacie.

Wypowiedziawszy te sł owa, wstał em. Był em zł y i aż sam się zdziwił em, ż e ciepł o ich poż egnał em.

- Musisz poszukać tych drzwi, Thorinie Dę bowa Tarczo. Nit ż artuję.

I nagle poczuł em, ż e faktycznie sprawa jest najwyż szej wagi i nie moż na sobie pozwolić na ż arty. Był o nader istotnym, by przedsię wzię cie się powiodł o. Nadeszł a pora, by krasnoludy ugię ł y dumne karki.

- Sł uchajcie, ludu Durina! - krzykną ł em. - Jeś li namó wicie tego hobbita, by poszedł z wami, odniesiecie zwycię stwo. W przeciwnym razie zostaniecie pokonam. Jeś li zaś nie spró bujecie nawet, to nie otrzymacie już ode mnie ni rady, ni pomocy, aż w koń cu padnie na was Geń!

Thorin obró cił się i spojrzał mi w oczy z cał kowicie uzasadnionym zdumieniem.

- Mocne to sł owa! - powiedział. - Niech i tak bę dzie, pó jdę, doką d chcesz. Albo zupeł nie oszalał eś, albo faktycznie masz dar jasnowidzenia.

- Dobrze! - stwierdził em. - Ale trzeba wara odwiedzić owego hobbita w dobrej wierze, a nie z zamiarem udowodnienia, jaki ze mnie gł upiec. Zachowajcie cierpliwoś ć i nie zraż ajcie się ł atwo, jeś li nie dostrzeż ecie w nim zrazu ani tej odwagi, ani ż ą dzy przygó d, o któ rych wspominał em. Bę dzie udawał, ż e nie zna niczego podobnego. Nie pozwó lcie mu się wykrę cić.

- Moż e się targować, ale nic w ten sposó b nie wskó ra. Wiesz, o czym myś lę - rzekł Thorin. - Zaproponuje; mu godziwą nagrodę, o ile odzyska dla nas cokolwiek, ale na nic wię cej niech nie liczy.

- Nie o zapł atę chodzi, ale dobrze bę dzie i o tym wspomnieć. Wcześ niej jednak trzeba wszystko przygotować i zaplanować. Dokł adnie wszystko! Ody uda się go raz przekonać, nie wolno już zostawiać mu czasu do namysł u, bo jeszcze zmieni zdanie. Bę dziecie musieli wyruszać wprost z Shire'u, od razu na wschó d.

- Coraz dziwniej prezentuje się ten twó j zł odziej - powiedział mł ody krasnolud imieniem Fili (krewniak Thorina). - A jak się nazywa, albo jak go woł ają?

- Hobbici noszą zwykle prawdziwe imiona i nazwiska. Tego zwą Bilbo Baggins i nijak inaczej.

- Co za imię! - roześ miał się Fili.

- On uważ a je za godne szacunku - stwierdził em. - I cał kiem dobrze do niego pasuje, jest bowiem kawalerem w ś rednim wista, z coraz wyraź niej zarysowanym brzuszkiem. Najbardziej ze wszystkiego zapewne interesuje go jedzenie. Sł yszał em, ż e ma dobrze zaopatrzoną spiż arnię, moż e nawet niejedną. Przynajmniej ugoś ci was jak trzeba.

- Doś ć tego - przerwał Thorin.-Gdyby nie to, ż e dał em już sł owo,

teraz nigdzie bym już nie poszedł. Doś ć wygł upó w. Ja nie ż artuję. Jestem

poważ ny, ś miertelnie poważ ny, i serce mi pł onie. J

Puś cił em to mimo uszu.

- Sł uchaj, Thorinie - powiedział em. - Kwiecień się koń czy. Zaplanuj wszystko dobrze i szybko. Mnie wzywają jeszcze pewne sprawy, ale wró cę tu za tydzień, a wtedy, jeś li bę dzie już moż na, pojadę przodem, by przygotować grunt. Nastę pnego dnia razem odwiedzimy Bilba.

I zaraz też ich poż egnał em, nie chcą c dać Thorinowi ani trochę wię cej czasu do namysł u. Wiecie dobrze, co wydarzył o się dalej, a przynajmniej jak postrzegał te sprawy Bilbo. Gdybym to ja spisał tę opowieś ć, przedstawił aby się ona nieco odmienne. Bilbo o wielu rzeczach nie miał poję cia, na przykł ad ile kosztował y mnie starania, by nie dowiedział się przedwcześ nie, ze spora grupa krasnoludó w przybył a Nad Wodę, do miejsca lezą cego z dał a od ich zwykł ych szlakó w i gł ó wnych dró g.

Do Bilba wybrał em się rano we wtorek, dwudziestego pią tego kwietnia roku 2941. Chociaż wiedział em ogó lnie, czego się spodziewać, to i tak czekał mnie nie lada wstrzą s. Sprawa okazał a się o wiele trudniejsza, niż myś lał em. Niemniej uparcie dą ż ył em do celu. Nastę pnego dnia, we ś rodę, dwudziestego szó stego kwietnia zaprowadził em Thorina i jego towarzyszy do Bag End, co też był o nieł atwe, bowiem krasnolud opierał się do koń ca. Zupeł nie zaskoczony Bilbo zachowywał się trochę nieprzytomnie. Wszystko zresztą od począ tku ukł adał o się niezbyt pomyś lnie dla mnie. A ten nieszczę sny pomysł z " zawodowym wł amywaczem" tylko pogorszył sprawę, krasnoludy bowiem wbił y sobie owego " wł amywacza" do gł ó w i przepadł o. Szczę ś liwie uprzedził em Thorina, ż e winniś my zostać w Bag End na noc, by spokojnie omó wić wszelkie moż liwe rozwią zania. To był a moja ostatnia szansa. Gdyby Thorin opuś cił Bag End przed rozmową ze mną (w cztery oczy), cał y plan runą ł by w gruzy.

Pewne fragmenty tej rozmowy został y wykorzystane w pó ź niejszej wersji, w dyspucie toczonej mię dzy Gandalfem a Thorinem w Bag End.

Od tego miejsca pó ź niejsza wersja jest zasadniczo identyczna z wcześ niejszą, toteż nie cytuję jej tutaj, wyją wszy koń cowy fragment We wcześ niejszej, kiedy Gandalf umilkł, Frodo odnotowuje, iż Gimli, roześ miawszy się, powiedział:

- Wcią ż za grosz w tym sensu. Nawet teraz, gdy wszystko skoń czył o się lepiej niż dobrze. Znał em Thorina, rzecz jasna, i ż ał uje., ż e mnie tam nie był o, ale wyjechał em akurat w trakcie twej pierwszej wizyty. Na wyprawę mi iś ć nie dozwolono ze wzglę du na zbyt mł ody wiek, mimo iż ja są dził em, ż e sześ ć dziestę ciodwuletni mę ż czyzna jest wystarczają co dorosł y, by podejmować dowolne wyprawy. Có ż, cieszę się, ż e usł yszał em tę historię w cał oś ci, chociaż podejrzewam, ż e nie mó wisz nam wszystkiego.

- Oczywiś cie, ż e nie - odparł Gandalf.

Zaraz potem Meriadok zaczyna wypytywać Gandalfa o mapę Thraina i klucz, w odpowiedzi zaś (w wię kszoś ci zachowanej w pó ź niejszej wersji, choć wstawionej w innym miejscu) Gandalf mó wi:

- Thraina znalazł em dziewię ć lat po tym, jak opuś cił swoich ł udzi. Przynajmniej pię ć lat przebywał już wtedy w lochach Dol Gulduru. Nie wiem, jakim cudem zdoł ał wytrzymać tak dł ugo ani w jaki sposó b ukrywał te przedmioty podczas tortur. Sadzę, ż e Mroczna Sił a chciał a odeń tylko Pierś cienia, a kiedy go już dostał a, przestał a się interesować krasnoludem i tylko cisnę ł a zał amanego wię ź nia do lochu, by popadał tam w poprzedzają ce ś mierć szaleń stwo. Mał e przeoczenie, fatalne wszakż e w skutkach. Takie drobiazgi czę sto się mszczą.

IV

POSZUKIWANIA PIERŚ CIENIA

l

O podró ż y Czarnych Jeź dź có w

relacja oparta na opowieś ci, któ rą Frodo usł yszał od Gandalfa

Gollum został porwany do Mordom w roku 3017. W Barad-durze wzię to go na mę ki i przesł uchano. Wycią gną wszy moż liwie duż o informacji, Sauron uwolnił Golluma. Nie ufał mu wszakż e, wyczuwają c w tej istocie coś nieposkromionego, nie poddają cego się nawet Cieniowi Strachu, coś, co moż na był o zniszczyć jedynie z samym Gollumem. Wszakż e Sauron zdoł ał przenikną ć gł ę bie Gollumowej nienawiś ci wobec tego, któ ry go " obrabował ". Domyś lił się, ż e Gollum ruszy na poszukiwanie pomsty, i Miał nadzieję, ż e w ten sposó b wskaż e on drogę do posiadacza Pierś cienia.

Gollum wszakż e doś ć szybko wpadł w rę ce Aragorna i trafił do pó ł nocnej czę ś ci Mrocznej Puszczy, gdzie znalazł się pod straż ą, wię c tropiciele nie zdoł ali go uwolnić. Sauron nigdy nie zwracał uwagi na nizioł kó w, jeś li w ogó le o nich sł yszał. Nie wiedział, gdzie leż y ich ojczysta kraina. Od Golluma, nawet poddanego torturom, nie dowiedział się w tej materii niczego konkretnego, zaró wno dlatego, iż Gollum sam mał o miał na ten temat informacji* jak i dlatego, ż e przekrę cał posiadane wiadomoś ci. Zaiste, był o to nieugię te stworzenie, któ re jedynie ś mierć mogł aby zł amać, jak sł usznie Sauron się domyś lił. Niezł omnoś ć czę ś ciowo wynikał a z hobbickiego pochodzenia Golluma, a czę ś ciowo z przyczyny, któ rej Sauron w zasadzie nie pojmował, bę dą c zaś lepionym pragnieniem zdobycia Pierś cienia. Tymczasem w wiezieniu wyrosł a nienawiś ć do Saurona wię ksza nawet niż lę k przed Ciemnoś cią. Gollum dostrzegł bowiem w Sauronie najwię kszego swego wroga i poważ nego rywala. Stą d też przysię gał, ż e kraina nizioł kó w leż y gdzieś w pobliż u miejsca jego niegdysiejszego zamieszkania nad brzegami Gladden.

Dowiedziawszy się, ż e przywó dcy przeciwnikó w uwię zili Golluma, Sauron wpadł w popł och. Jednak ż adne wieś ci nie dobiegał y go od zwykł ych szpiegó w i wysł annikó w, co wynikał o zaró wno z czujnoś ci Dunedainó w, jak i knowań Sarumana. Jego sł udzy zwodzili i zbijali z tropu poddanych Saurona, któ ry w koń cu zdał sobie z tego sprawę, ale wcią ż miał za kró tkie rę ce, by się gną ć Sarumana w Isengardzie. Tak zatem zataił ś wiadomoś ć podwó jnej gry Sarumana i pohamował gniew, by zyskać na czasie i przygotować się do wielkiej wojny. Miał a ona zmieś ć wszystkich wrogó w do zachodniego morza. Ostatecznie uznał, ż e w tej potrzebie dobrze sprawić się mogą jego najpotę ż niejsi sł udzy, Upiory Pierś cienia, istoty pozbawione wł asnej woli i w peł ni podporzą dkowane, każ dy wł asnemu pierś cieniowi, któ re z kolei kontrolował Sauron.

Niewielu był o w stanie oprzeć się owym ponurym stworzeniom, a nikt (jak mniemał Sauron) nie zdoł ał by powstrzymać ich, zebranych pod komendą straszliwego dowó dcy, księ cia Morgulu. Cechował a ich jednak sł aboś ć, w tej misji nader wadzą ca, rozbudzali bowiem tak wielki strach (nawet niewidzialni i bezszelestni), ż e ich pochó d mó gł z ł atwoś cią zostać zauważ ony przez Mę drcó w, zdolnych rychł o odgadną ć cel tej peregrynacji.

Tak zatem Sauron przygotował dwa ataki, przez wielu uznane potem za począ tek Wojny o Pierś cień. Oba przeprowadzono ró wnocześ nie. Orkowie natarli na kró lestwo Thranduila, by uwolnić Golluma, a ksią ż ę Morgulu ruszył do otwartej walki z Gondorem. Dział o się to pod koniec czerwca 3018 roku. W ten sposó b Sauron sprawdzał sił y i przygotowanie Denethora, któ ry okazał się o wiele trudniejszym przeciwnikiem, niż Sauron począ tkowo są dził. Nie zmartwił się wszakż e zbytnio, jako ż e mał ych sił uż ył w tym ataku, a był on i tak przykrywką jeno, mają cą uzasadnić wypad Nazguli ogó lną strategią przyję tą wobec Gondoru.

Gdy zatem padł Osgiliath i zniszczono most, Sauron wstrzymał atak, nakazują c Nazgulom udać się, na poszukiwania Pierś cienia. Doceniają c potę gę i czujnoś ć Mę drcó w, polecił sł ugom dział ać moż liwie skrycie. W owym czasie dowó dca Upioró w Pierś cienia mieszkał wraz z sześ cioma swymi kompanami w Minas Morgul, podczas gdy drugi rangą, Khamul, Cień Wschodu, przebywał jako porucznik Saurona w Dol Guldurze, trzymają c przy sobie jednego z podwł adnych w charakterze posł ań ca1.

Ksią ż ę Morgulu poprowadził swą kompanię przez Anduinę i choć pozbawieni cielesnej powł oki, niewidzialni dla oczu i spieszeni, to jednak oznajmili swe przybycie, zsył ają c aurę strachu na wszystkie ż ywe stworzenia w pobliż u ich trasy. Wyruszyć mogli pierwszego dnia lipca. Powoli i skrycie przeszli przez Anó rien aż, pokonują c Bró d Entó w, dotarli do Rohanu. Poprzedzał y ich pogł oski o ciemnoś ci oraz grozie nie wiedzieć ską d i czemu spadają cej aa ludzi. Zachodnie brzegi Anduiny osią gnę li nieco na pó ł noc od Sarn Gebir, zgodnie z wcześ niejszymi ustaleniami. Tam dostali konie i szaty, w tajemnicy przewiezione dla nich przez rzekę. Był o to (jak się są dzi) okoł o siedemnastego lipca. Potem ruszyli na pó ł noc w poszukiwaniu Shire'u, krainy nizioł kó w.

Okoł o dwudziestego drugiego lipca spotkali na Polach Kelebrantu resztę swej druż yny, Nazgule z Dol Gulduru. Dowiedzieli się wó wczas, ż e Gollum zmylił wszystkich: wyrwał się Orkom, któ rzy go porwali, uszedł pogoni elfó wi gdzieś przepadł 2. Khamul powiedział im też, ż e w Dolinie Anduiny nie ma ż adnej siedziby nizioł kó w i ż e wioski Stooró w nad rzeką Gladden stoją już z dawna opuszczone. Nie widzą c lepszego rozwią zania, wó dz Nazguli postanowił szukać na pó ł nocy, mają c nadzieję, ż e znajdzie albo Golluma, albo Shire. Uznawał, ż e kraina nizioł kó w moż e leż eć cał kiem blisko Ló rien lub nawet w granicach kró lestwa Galadrieli. Nie był by w stanie jednak sprzeciwić się mocy Biał ego Pierś cienia ni wtargną ć do Ló rien. Przemykają c wię c miedzy Ló rien a Gó rami, Dziewię ciu podą ż ał o cał y czas na pó ł noc, a strach ich poprzedzał i groza zalegał a za nimi, niczego wszakż e nie znaleź li, na ż adne wieś ci nie trafili.

W koń cu ruszyli z powrotem. Lato już miał o się ku koń cowi, a wś ciekł oś ć i przeraż enie Saurona osią gał y apogeum. Z począ tkiem wrześ nia Upiory Pierś cienia dotarł y na stepy Rohanu, gdzie spotkał y wysł annikó w z Barad-duru, niosą cych peł ne pogró ż ek przesł anie od ich pana. Nawet ksią ż ę Morgulu przelą kł się tych sł ó w, bowiem Sauron poznał już przepowiednię sł yszaną w Gondorze, dowiedział się też o wyruszeniu Boromira, poczynaniach Sarumana i uwię zieniu Gandalfa. Wszystko to doprowadził o Saurona do wniosku, ż e ani Saruman, ani ż aden z Mę drcó w nie dopadł jeszcze Pierś cienia, jednakż e Saruman wie przynajmniej, gdzie Pierś cień moż e się kryć. Teraz waż na był a szybkoś ć dział ania; należ ał o dać sobie spokó j z dyskrecją.

Upiory Pierś cienia miał y zatem podą ż yć wprost do Isengardu. Przemknę ł y przez Rohan, wzbudzają c taki popł och, ż e wielu ludzi porzucił o nawet swe domostwa, uciekają c na pó ł noc i na zachó d w przekonaniu, ż e tę tent kopyt czarnych koni jest zwiastunem nadcią gają cej ze Wschodu wojny.

Dwa dni po ucieczce Gandalfa z Orthanku ksią ż ę Morgulu staną ł przed bramą Isengardu. Wó wczas Saruman, już wś ciekł y i przeraż ony ucieczką Gandalfa, dostrzegł niebezpieczeń stwo wynikają ce z tkwienia pomię dzy dwoma przeciwnikami, któ rzy jednakowo uznawali go za zdrajcę. Opanował go wielki strach, ponieważ wł aś nie opuś cił a go nadzieja na oszukanie Saurona lub przynajmniej wkradniecie się w jego ł aski, gdyby ten zwycię ż ył. Saruman wiedział, ż e albo zdobę dzie Pierś cień, albo przepadnie ze szczę tem, gotują c sobie los straszniejszy od ś miem. Nie stracił wszakż e nic ze sprytu i przebiegł oś ci. Dobrze przyszykował twierdzę na wypadek, gdyby najgorsze miał o się ziś cić. Nawet ksią ż ę Morgulu wraz z kompanami nie byli w stanie zdobyć Krę gu Isengardu bez pomocy wielkiej armii. Tak zatem na wszystkie swe wyzwania i ż ą dania wó dz Nazguli usł yszał jedynie gł os Sarumana, dzię ki jakiejś sztuczce dobiegają cy wprost z samej bramy.

- To nie jest miejsce, któ rego szukasz - powiedział gł os. - Bo wiem, za czym podą ż asz, chociaż ty sam nie potrafisz nazwać obiektu bę dą cego twoim celem. Ja tego nie mam, jak z pewnoś cią czują to dobrze Nazgule. Gdybym bowiem to posiadał, sami pokł onilibyś cie się mej osobie, zwą c mnie Wł adcą. Jeś li zaś wiedział bym, gdzie owa rzecz się kryje, wó wczas nie siedział bym tutaj, tylko ruszył, by schwytać ją przed wami. Jedna jest tylko osoba, któ ra najpewniej wie to wszystko: Mithrandir, wró g Saurona. A ponieważ ledwie dwa dni temu opuś cił on Isengard, szukajcie go blisko.

Taka moc dź wię czał a w gł osie Sarumana, ż e nawet ksią ż ę Nazgulu nie dopytywał o nic, tylko jakby przekonany o prawdziwoś ci tych sł ó w odjechał spod bramy i zaczą ł tropić Gandalfa po Rohanie. W ten wł aś nie sposó b wieczorem nastę pnego dnia Czarni Jeź dź cy spotkali Grimę zwanego Smoczym Ję zykiem, gdy ten jechał do Sarumana z wiadomoś cią, ż e Gandalf zawitał do Edoras i przestrzegł kró la Theodena przed podstę pnymi machinacjami Isengardu. Smoczy Ję zyk omal nie umarł w tej godzinie ze strachu, przywykł y wszakż e do wszelkiej zdrady, nawet mniejszego zagroż enia i tak wyznał by wszystko do ostatniego sł owa.

- Oczywiś cie, powiem ci prawdę, panie - rzekł. - Podsł uchał em, jak rozmawiali w Isengardzie. Gandalf przybył z krainy nizioł kó w i pragnie teraz tam wró cić. Potrzeba mu tylko konia. Wybaczcie! Nie mogę mó wić już szybciej. Najpierw musicie jechać na zachó d, przez Wrota Rohanu, potem na1 pó ł noc i trochę na zachó d, aż do nastę pnej wielkiej rzeki. To Szara Woda. Potem od przeprawy w Tharbadzie, a stary goś ciniec zaprowadzi was już prosto nad granicę " Shire", bo tak się ten kraik nazywa. No jasne, ż e Saruman to wie. Sprowadza stamtą d goś ciń cem ró ż ne dobra. Daruj, panie! Oczywiś cie, ż e nie pisnę ani sł owa o naszym spotkaniu.

Wó dz Nazguli nie zabił Smoczego Ję zyka, chociaż nie z litoś ci. Widział wyraź nie, ż e przeraził Grimę wystarczają co, wię c ten naprawdę nie odważ y się wspomnieć nikomu o spotkaniu z Czarnymi Jeź dź cami (i miał rację, jak się okazał o). Dostrzegł też zł o tkwią ce w Smoczym Ję zyku, był zatem pewien, ż e taki sł uga (ż ywy) przysporzy jeszcze Sarumanowi niejednej troski. Tak i zostawiwszy go rozpł aszczonego na ziemi, odjechał nie trudzą c się zawracaniem do Isengardu. Zemsta Saurona mogł a poczekać.

Rozdzielili się teraz na cztery pary. Sam wó dz wysforował się naprzó d w towarzystwie dwó ch najszybszych jeź dź có w. Przebyli Rohan w drodze na zachó d, przeszukali pustkowia Enedwaith, aż dotarli do Tharbadu. Stamtą d podą ż yli przez Minhiriath, a chociaż wcią ż byli rozdzieleni, to i tak szybko rozeszł y się pogł oski o nadcią gają cej chmurze grozy. Wszelka dzika zwierzyna krył a się po norach, a samotni ludzie uciekali. Niemniej Upiory Pierś cienia zdoł ał y schwytać na drodze kilku uciekinieró w. Ku wielkiej uciesze wodza, dwó ch z nich okazał o się szpiegami i sł ugami Sarumana. Jeden szczegó lnie czę sto kursował mię dzy Isengardem a Shire'em, a chociaż sam nigdy nie dotarł dalej niż do Poł udniowej Ć wiartki, miał ze sobą sporzą dzone przez Sarumana mapy dokł adnie okreś lają ce poł oż enie i ukształ towanie tego kraiku. Nazgule zebrał y owe szkice i wysł ał y, by dalej szpiegował w Bree, ostrzegają c wszakż e, ż e teraz sł uż y już Mordorowi i ż e jeś li kiedykolwiek spró buje wró cić do Isengardu, wó wczas przypilnują, aby spotkał a go okrutna ś mierć w mę czarniach.

Tuż przed ś witem dwudziestego drugiego dnia wrześ nia Czarni Jeź dź cy, znó w razem, dotarli do Brodu Sarn u poł udniowych granic Shire'u. Tutaj drogę zagrodzili im Straż nicy. Powstrzymanie Nazguli był o jednak zadaniem ponad sił y Dunedainó w, chociaż moż e wyparliby intruzó w, gdyby u ich boku stał Aragorn. On jednak przebywał akurat na pomocy, przy Wschodnim Goś ciń cu pod Bree, i nie stał o ducha Dunedainom. Niektó rzy umknę li na pomoc w nadziei zaniesienia wieś ci Aragornowi, zostali jednak wyś ledzeni i zabici lub zapę dzeni w gł usz. Czę ś ć blokował a wcią ż bró d, za dnia nawet z powodzeniem, ale nocą ksią ż ę Morgulu odepchną ł resztę Straż nikó w i Czarni Jeź dź cy wjechali do Shire'u. Nim jeszcze koguty obwieś cił y bliski dwudziesty trzeci dzień wrześ nia, kilku Nazguli jechał o już na pó ł noc kraiku, podczas gdy Gandalf dopiero galopował na Gryfie przez stepy Rohanu.






© 2023 :: MyLektsii.ru :: Мои Лекции
Все материалы представленные на сайте исключительно с целью ознакомления читателями и не преследуют коммерческих целей или нарушение авторских прав.
Копирование текстов разрешено только с указанием индексируемой ссылки на источник.